Mój Vincent

Dzisiaj ogłoszono wiadomość, że film Doroty Kobieli i Hugha Welchmana „Twój Vincent” został nominowany do Oskara w kategorii pełnometrażowych filmów animowanych. Wszyscy Państwo zapewne widzieli ten film już dawno temu, ale ja byłam na nim dopiero dwa tygodnie temu... i po zakończeniu projekcji nie mogłam podnieść się z fotela. Jego malarskie piękno, autentyzm i głębia uczuć długo nie pozwalały mi wrócić do rzeczywistości. Wartka akcja i zagadka prawie kryminalna pozwalają „przetrwać” w kinie również tym cierpliwym inaczej, którzy tak jak ja, zaczynają się wiercić i kręcić już po dwudziestu minutach jakiegokolwiek nie rozdzielanego przerwami wykładu czy spektaklu.
Źródło: http://lovingvincent.com/
loving-vincent-is-an-oscar-nominee,307,pl.html
O tym, że film powstał w sposób niespotykany w historii filmu, bo jego poszczególne klatki zostały naprawdę namalowane jako obrazy olejne dokładnie naśladujące styl van Gogha, uprzedziła mnie pani, u której uczę się malować ikony, jeszcze zanim wszedł na ekrany. Jedną z artystek malujących kadry do filmu była bowiem jej znajoma koleżanka, także plastyczka. Co więcej, dowiedziałam też się od niej, że sceny filmu zostały po prostu skopiowane z obrazów van Gogha. Sama nie znam się na sztuce wystarczająco, bym mogła rozpoznać je sama. Natomiast dzięki informacjom od pani Ani oglądałam film innymi oczami, niż byłoby, gdybym, jak zapewne większość widzów, dowiedziała się o tym dopiero z końcowej „listy płac”.
Czemu jednak pisać o van Goghu tutaj, na blogu poświęconym chrześcijańskiemu dziedzictwu Holandii i relacjom polsko-holenderskim? Otóż postać tego wielkiego malarza była jednym z moich pierwszych osobistych „kontaktów” z Holandią i jej chrześcijańskim dziedzictwem. Trzeba się cofnąć o lat dziesięć, kiedy chodziłam na seminarium doktoranckie z teologii fundamentalnej, prowadzone przez ks. prof. Łukasza Kamykowskiego na Wydziale Teologicznym UPJPII. Przygotowywałam pracę doktorską poświęconą możliwościom wykorzystania zasobów religijnych w terapii i autoterapii dorosłych dzieci alkoholików, a jeden z kolegów, świeżo wyświęcony ksiądz zafascynowany malarstwem i osobą Vincenta van Gogha, zbierał materiały do pracy poświęconej korespondencji Vincenta do brata Theo — tej samej, na której oparty jest szkielet fabuły filmu „Twój Vincent”. Kolega kilkukrotnie prezentował przed nami wyniki swej pracy, w której szczegółowo analizował odniesienia do Boga i wiary w listach van Gogha. Po lekturze tej korespondencji doszedł do wniosku, że wielki malarz, którego kojarzymy głównie jako prekursora świeckiej sztuki nowoczesnej, ewentualnie nieszczęśliwą ofiarę zaburzeń psychicznych, ale na pewno nie jako człowieka Kościoła, był człowiekiem głębokiej i autentycznej wiary religijnej, która nie stanowiła w jego życiu tylko narzędzia wsparcia psychicznego, lecz była świadomie wybraną podstawą egzystencji i światopoglądu, mimo zawikłanych układów rodzinnych.
Można stawiać pytania, na ile los van Gogha został zdeterminowany przez surową wiarę ojca, ministra Holenderskiego Kościoła Reformowanego. Czy wyniesiona z domu wiara wpływała na przyszłego malarza raczej negatywnie, czy odwrotnie, była dla niego źródłem wsparcia? Czy można jej ślady odczytać w jego twórczości malarskiej? Pamiętam, że już wtedy na seminarium postanowiłam, że listy van Gogha muszę kiedyś przeczytać i przeanalizować jako teolog. Niestety, praca doktorska kolegi nigdy nie powstała — przytłoczyły go obowiązki wikarego. Film „Twój Vincent” przypomniał mi, że listy Vincenta do Theo wciąż czekają na moją lekturę. Vincent van Gogh na pewno stanowi zasadniczy punkt chrześcijańskiego dziedzictwa Holandii.

Komentarze