Holenderscy redemptoryści sprzedają swój ostatni i najważniejszy klasztor

W ostatnich tygodniach szerokie echo w mediach holenderskich wywołała informacja, że redemptoryści holenderscy sprzedają słynny klasztor w Wittem. Jego losy stanowią emblematyczny przykład przemian zachodzących w holenderskim katolicyzmie od lat 60. XX wieku. Sprawa ta nie powinna być dla nas obojętna także ze względu na związki Wittem z Polską — to tu właśnie przechodził formację kapłańską Sługa Boży ojciec Bernard Łubieński, odnowiciel polskiej prowincji redemptorystów.

Klasztor w Wittem. Źródło: Wikipedia

Wittem leży w holenderskiej części Limburgii, na drodze z Maastricht do Akwizgranu. Jest to matecznik holenderskiego katolicyzmu. Mimo że obecność redemptorystów w tym miejscu liczy tylko około dwóch stuleci, wagi wittemskiego klasztoru dla holenderskiego katolicyzmu oraz całej europejskiej części Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela nie można przecenić.
Do czasu katastrofy rewolucji francuskiej, która zahaczyła także o te tereny, klasztor w Wittem należał do kapucynów. Kiedy rewolucyjne wrzenie zaczęło opadać, na przejęcie opustoszałych budynków pozwolono prężnie rozwijającym się wówczas redemptorystom. Przez kolejne dziesięciolecia klasztor był powiększany, gdyż ulokowano w nim seminarium duchowne, kształcące redemptorystów z wielu krajów. To z tego tytułu w Wittem kształcił się nasz rodak, Sługa Boży ojciec Bernard Łubieński, który do zakonu wstąpił w Anglii (z Polski redemptorystów wygnano w czasach napoleońskich i nasz kraj musiał czekać na ich powrót aż do lat 80. XIX wieku). Z powodu wielkiej liczby powołań mury seminarium pękały w szwach, stąd kolejne rozbudowy. W końcu XIX wieku zbudowano wspaniałą, wielką bibliotekę, obejmującą cenne zbiory. Rozwój trwał jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym i zaraz po zakończeniu wojny. W najlepszych czasach w wittemskim klasztorze mieszkało ponad stu zakonników.

Słynna biblioteka. Źródło: kunstdagenwittem.nl

Potem następuje szybki i spektakularny upadek, typowy dla wszystkich krajów tzw. „Związku Reńskiego” (jeśli dla kogoś ta nazwa jest niejasna, warto, aby przeczytał książkę o. Ralpha Wiltgena „Ren wpada do Tybru”). Rewolucyjna idea zreformowania Kościoła katolickiego, jego życia zakonnego, liturgicznego, moralnego i duchowego w nigdy wcześniej nie słyszany sposób, wsparta żonglowaniem tekstami Soboru Watykańskiego II w oczywisty sposób wyrywanymi z kontekstu i błędnie interpretowanymi, szybko przełożyła się na masowe porzucanie życia kapłańskiego i zakonnego, eksperymenty liturgiczne, które wygnały zszokowanych wiernych z kościołów, zupełnie błędnie pojmowane postawienie życia świeckiego nad zakonnym oraz koncentrację na doczesności... Dzisiaj można przeczytać wypowiedzi biskupów i kapłanów holenderskich, którzy surowo oceniają „dorobek” tego nieudanego unowocześnienia. U holenderskich redemptorystów nastąpił gwałtowny odpływ kapłanów i braci, w 1968 roku zamknięto seminarium w Wittem, kilka lat później przekazano zbiory biblioteki do uniwersytetu w Nijmegen. W kolejnych dziesięcioleciach liczba braci wciąż malała, wskutek braku powołań (początkowo także pewnej niechęci do przyjmowania kandydatów) i wymierania starszych roczników, likwidowano kolejne obszary działalności, zamykano klasztory, łączono zdziesiątkowane prowincje zakonne... Dzisiaj w Holandii pozostał redemptorystom jeden klasztor (Wittem) z sześcioma starszymi zakonnikami, kilku mieszka w zbiorowym zakonnym domu starców w Boxmeer, od kilku lat prowincje z Holandii, Belgii, część Niemiec i Szwajcarii złączono w jedną, by stawić czoła malejącej liczbie braci. (W tym samym czasie dynamicznie rozwijają się prowincje polska i filipińska, nie dotknięte chorobą lat 60.).
Grób Sługi Bożego o. Bernarda Łubieńskiego
w kościele redemptorystów
przy ul. Karolkowej w Warszawie
W Wittem właśnie znajduje się siedziba tej połączonej „reńskiej” prowincji; jest tu także sanktuarium św. Gerarda Majelli, najważniejszy w tej części Europy ośrodek kultu tego młodego włoskiego redemptorysty z XVIII wieku, którego kult tak szybko rozwija się ostatnio w Polsce. Do kaplicy św. Gerarda pielgrzymi wciąż przybywają. A mimo to zapadła decyzja o sprzedaży. Sześciu starszych ojców, nawet wspieranych przez dwudziestu świeckich pracowników i setkę wolontariuszy, nie jest w stanie utrzymać budynków powstałych w czasach świetności tego miejsca, i to mimo założenia w części z nich hotelu. Szczęście w nieszczęściu, że inaczej niż w wielu innych miejscach Holandii, Belgii czy Francji, redemptoryści nie planują korzystnie sprzedać całej nieruchomości na apartamentowiec, sklepy czy kluby. Chcą nadal pracować przy kościele i prowadzić duszpasterstwo, dopóki nie wymrą. Szukają nabywcy, który przejmie niepotrzebną część pomieszczeń (bez kościoła), ale zachowa charakter słynnej sali bibliotecznej i umożliwi dalszą działalność duszpasterską.
Ta smutna historia pokazuje, jak bardzo katolicy na zachodzie Europy potrzebują pomocy Kościołów wschodnich, w tym polskiego. Choć polscy księża, zakonnicy i zakonnice zaczęli wyjeżdżać do pracy duszpasterskiej na Zachodzie, jest ich wciąż za mało. Poza tym przede wszystkim potrzebna jest modlitwa. Od tego należy zacząć i po to właśnie, by animować środowiska modlące się za Holandię, Belgię czy inne kraje Zachodu powstał blog „Adoptuj kościół w Holandii”. Dobrze, że dotarliśmy z różańcem do granic, ale nie może on się na nich zatrzymać.

Komentarze