Niechciany opiekun trędowatych i Murzynów

Piotr Donders urodził się w 1809 r. w Tilburgu, w Brabancji Północnej, niedaleko od związanej z polską historią Bredy. Marzył o zostaniu kapłanem, ale pochodził z ubogiej rodziny i nie miał dobrego wykształcenia. Już w dzieciństwie musiał ciężko pracować, by zarobić na byt. Mimo wielu odmów, które usłyszał w różnych zakonach i seminariach (w trudnych czasach po rewolucji francuskiej i wojnach napoleońskich bieda gnębiła nie tylko całe społeczeństwa, lecz nawet środowiska kościelne), w końcu dopiął swego: został przyjęty do seminarium duchownego i wyświęcony na kapłana (1841 r.). Ale jeszcze w 1839 r. stało się coś, co zdecydowało o całym jego przyszłym życiu: z odległego Surinamu w Ameryce Południowej, będącego holenderską kolonią, przybywa do seminarium prefekt apostolski i opowiada o pracy misyjnej i kapłańskiej w tym kraju. Piotr, jak często bywa z ludźmi, którzy poznali biedę i cierpienie, jest wrażliwy na cudzą nędzę. W 1842 r. dociera do Surinamu. Jego praca polega na odwiedzaniu plantacji, na których żyją Murzyni zmuszani do niewolniczej pracy. Chrzci ich, pociesza, a równolegle protestuje przeciw strasznym warunkom, w jakich żyją. Wysyła w tej sprawie wiele listów, także do przedstawicieli władz.
W 1856 r. zgłasza się do pracy z ludźmi jeszcze nieszczęśliwszymi, pozbawionymi wszystkiego jak biblijny Hiob: trędowatymi. Jak nasz błogosławiony Jan Beyzym na Madagaskarze czy współczesny nam ojciec Marian Żelazek w Indiach, nie tylko zabezpiecza ich potrzeby duchowe, lecz także czyni wszystko, by polepszyć ich los doczesny. W kolonii trędowatych w Batavi w drugiej połowie XIX wieku nie ma nic, nawet możliwości leczenia. Piotr Donders stara się leczyć sam, a po długim okresie pukania do dziesiątek zamkniętych drzwi dokonuje niemożliwego: władze holenderskiej kolonii w końcu przynajmniej trochę polepszają warunki życia tych najbardziej nieszczęśliwych i odrzuconych.
W 1866 r. do Surinamu przybywają księża redemptoryści. Donders prosi ich o przyjęcie i po raz kolejny dopina swego. Już jako redemptorysta odkrywa kolejną, zupełnie opuszczoną i pozbawioną pomocy grupę: miejscowych Indian. Mimo starszego wieku uczy się ich języka i przez kilkanaście lat robi to samo, co przez całe wcześniejsze życie: uczy ich wiary chrześcijańskiej i jak tylko może, próbuje poprawiać ich byt.
Ma już ponad siedemdziesiąt lat i traci siły. Wróci jeszcze na krótko do swoich trędowatych w Batavi, aż 14 stycznia 1887 r. umiera w wieku 78 lat. Sława jego świętości wykracza poza Surinam i rodzinną Holandię, i nie ustępuje mimo upływu lat. W 1982 r. w Rzymie beatyfikuje go papież – Polak Jan Paweł II.
Życiorys spełnionego człowieka, który zachował po sobie trwałą pamięć i został doceniony. Skąd więc tytuł tekstu: „Niechciany opiekun...” Otóż życie dopisało do tego pięknego życiorysu nieoczekiwaną z jednej, ale w kontekście uwarunkowań współczesnej Europy, nękanej przez lewicowe ekstremizmy, aż nazbyt oczekiwaną puentę.
W rodzinnym mieście bł. Piotra stoi od 1926 roku jego pomnik. Bł. Piotr z czułością obejmuje ręką głowie chorego na trąd Murzyna z dobrze widocznymi, obandażowanymi kikutami rąk. Nie stoi, lecz siedzi na piętach. Być może stóp też już nie ma, więc nie może stać. Pomnik ma wysoką klasę artystyczną i dobitnie ukazuje miłość i troskę, z jaką bł. Piotr odnosi się do cierpiącego człowieka. Otóż ten właśnie pomnik w ostatnich dniach, na krótko przed rocznicą jego śmierci, stał się atakiem bezpardonowego ataku miejscowych lewicowych aktywistów. Dla skrótu zacytuję własny, zwięzły tekst, który napisałam dla jednego z katolickich portali internetowych:
Właśnie ten pomnik wzbudził oburzenie miejscowej grupy lewicowych ekstremistów pod nazwą Keti-Koti. Ich zdaniem reprezentuje on „kolonialne i rasistowskie relacje”. „Pomnik przedstawia poczucie wyższości. Biały człowiek, Kościół katolicki, trzyma pod sobą czarnego człowieka” — stwierdziła działaczka lewicowej grupy, Mildria Mohaameth.
Lewicowi aktywiści zażądali od władz Tilburga zburzenia pomnika. Niestety, we władzach tych dominuje lewica i zapowiedziały już rozpoczęcie z lewakami rozmów w tej sprawie. Hugo Bos z holenderskiej fundacji Civitas Christiana, prowadzącej kampanię „Kultura pod ostrzałem”, alarmuje, że w kontekście holenderskich uwarunkowań decyzji można się z góry spodziewać. Civitas Christiana uruchomiła petycję do burmistrza Tilburga, w której wskazuje na zasługi bł. Piotra Dondersa i protestuje przeciwko burzeniu jego pomnika. Można ją podpisać tutaj: https://cultuurondervuur.nu/tilburg-beeldenstorm-peerke-donders/
Na szczęście inicjatywa pani Mohaameth i jej gorliwych towarzyszy wzbudziła u wielu oburzenie. Donders jest osobą, której posądzanie o rasizm jest zupełnym absurdem nawet na pierwszy rzut oka. Pomnika broni holenderska fundacja im. Piotra Dondersa, która pomaga trędowatym w Azji, a krytyczne dla lewicowców artykuły opublikowały dwie wysokonakładowe gazety, „De Dagelijkse Standaard” i „De Telegraaf”. Na portalu lokalnej gazety „Brabants Dagblad” zamieszczono sondę internetową z pytaniem, czy pomnik bł. Piotra powinien zostać zburzony. Wyniki: 12% odpowiedzi na tak, 88% na nie! A głosujących ponad 7,5 tysiąca.
Taka jest dzisiejsza Holandia: miejsce bezpośredniej walki między dobrem i złem, miłością i nienawiścią, cywilizacją życia i cywilizacją śmierci.


Pomnik bł. Piotra Dondersa, źródło: materiały Cultuur onder Vuur

Komentarze

  1. Myszkując po tym blogu, przeskakiwałem "Niechcianego opiekuna trędowatych", bo niby znana postać. Chociaż ja go pomijałem, on nie pominął mnie.
    Otóż wczoraj, w święto Chrztu Pańskiego (13 stycznia), doznałem akuratnej interwencji błogosławionego Piotra Dondersa, ale zrozumiałem to dopiero dzisiaj, w jego osobiste święto, 14 stycznia. A było tak. Wracałem wieczorem piechotą do swego domu za miastem. Pogoda, że psa nie wygoń. W tej okolicy sami zmotoryzowani, nawet bliscy przemknęli obok nie rozpoznawszy mnie ubranego w czarną kapotę. Wędrowałem tak dalej w deszczu, pod wiatr i w pośniegowym błocie, gdy minął mnie jakiś samochód. Nagle zatrzymał się i cofnął. To był... Piotr, znajomy przez pole (o tej porze roku - przez mokradła*, ca. 1,5 km). Oczywiście zaproponował odwiezienie do chałupy.
    Są różne formy trędowatości: Hiob znaczy 'Wzgardzony'. Widać, że Piotr z Batavii zna wszystkie ich rodzaje.

    *sceneria jak z rodzinnej Holandii Piotra

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz