O tym, jak chrześcijanie muzułmaninowi czynną synagogę na knajpę sprzedali

Blog ten, jak mówi sama jego nazwa, poświęcony jest kościołom, ale nie tylko chrześcijańskie kościoły są w Holandii śmiertelnie zagrożone. Dzisiejsza opowieść będzie o synagodze. Do niedawna otwartej, czynnej synagodze, w której modlili się Żydzi z położonego w środkowej Holandii miasta Deventer.
Do II Wojny Światowej społeczność żydowska Deventer kwitła. Jeszcze na początku XIX wieku zbudowała piękną Wielką Synagogę przy ulicy Golstraat. Po inwazji na Holandię Niemcy wywieźli większość Żydów do komór gazowych i krematoriów w Auschwitz i innych prowadzonych przez siebie obozach śmierci. Wnętrze zabytkowej synagogi zrujnowali, ale sam budynek ocalał.
Po wojnie nieliczni pozostali przy życiu Żydzi zdołali odremontować synagogę i przywrócić w niej kult Boży, ale już w latach 50. twarde względy finansowe zmusiły ubogą i niewielką grupkę ocaleńców z Holokaustu do sprzedania swojej świątyni Chrześcijańskiemu Kościołowi Reformowanemu (jedno z protestanckich wyznań Holandii). Żydzi uzyskali jednak trwałą umowę na dzierżawę synagogi do celów modlitewnych i mogli z niej nadal korzystać, by zbierać się na swoje modlitwy. Czynili to jeszcze do niedawna, ale dziś to już niemożliwe.

Wnętrze Wielkiej Synagogi przed zniszczeniem
przed Niemców, źródło: Wikimedia Commons/tfursten

Kilka lat temu Chrześcijański Kościół Reformowany postanowił bowiem sprzedać (zabytkową i stanowiącą państwowy pomnik historii) synagogę — ale, uwaga, razem z przyległym terenem, który podnosił własność nieruchomości. Niewielka gmina żydowska nie była w stanie zdobyć pieniędzy na zakup całego drogiego terenu, choć mogłaby próbować nabyć samą synagogę. Władze kościelne nie chciały zgodzić się na oddzielenie synagogi od reszty nieruchomości i sprzedanie jej Żydom. Także władze samorządowe Deventer nie zgodziły się kupić synagogi (choćby z przeznaczeniem na muzeum czy obiekt kulturalny) ani pomóc gminie żydowskiej. Podobno naruszałoby to zasadę rozdziału państwa od religii  — choć właściwie nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat w przypadku synagogi miałoby tak być, skoro od lat władze holenderskie najróżniejszego szczebla całkiem jawnie hojnie finansują meczety i lekcje islamu, wspierają szkoły muzułmańskie oraz naciskają na organizowanie wycieczek dzieci szkolnych do islamskich miejsc modlitwy.

Fasada Wielkiej Synagogi w Deventer,
źródło: Wikimedia Commons/Rijksdienst
voor het Cultureel Erfgoed
Tu na scenie dramatu pojawia się muzułmański Turek Ayhan Sahin, właściciel knajp, barów szybkiej obsługi i nocnego klubu w Deventer, mający na głowie konflikty spowodowane hałasem związanym z prowadzeniem nocnego klubu (w pobliżu synagogi). Tenże Ayhan Sahin, działający we współpracy z pewnym holenderskim biznesmenem z miasta Zwolle, kupił w styczniu b.r. od władz Chrześcijańskiego Kościoła Reformowanego dwustuletnią Wielką Synagogę z przeznaczeniem na lokal gastronomiczny oraz wspólnotą żydowską Bet Szoszana jako dzierżawcami. A następnie ogłosił, że Żydzi mają się wynieść, mimo że — przynajmniej według prasy — prawo Żydów do modlitwy w synagodze zostało potwierdzone w umowie sprzedaży.
Deventerscy Żydzi, z przewodniczącym wspólnoty Tomem Fürstenbergiem, miesiącami próbowali zapobiec utracie możliwości modlitwy w przejętej przez tureckiego biznesmena synagodze. Negocjowali i z nim samym, i z władzami, alarmowali media, zbierali pieniądze. Chodziło im tylko o to, żeby mogli dalej się modlić. Nie uzyskali nic poza kilkoma tysiącami euro zebranymi przez litościwe dusze oraz niemrawym oddźwiękiem medialnym w lokalnej prasie oraz Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Ayhan Sahin postawił ostateczne ultimatum — razem ze świętym zwojem Tory i innymi przedmiotami kultu wspólnota żydowska ma się wynieść z synagogi najpóźniej do połowy lipca. Mimo że planowane przerabianie synagogi na bar nie mogło się jeszcze w ogóle rozpocząć wskutek braku urzędowych zgód i projektu.
Zagrożona eksmisją wspólnota żydowska wciąż rozpaczliwie szukała ratunku i sprzymierzeńców, nagłaśniając sprawę, gdzie się da. Temat zaczynał być znany także w mediach ogólnokrajowych. W końcu kilka dni po upływie terminu opuszczenia synagogi przez Żydów odpowiednia komisja w urzędzie miasta Deventer oznajmiła, że odmawia zgody na uruchomienie gastronomii w synagodze ze względu na sprzeczność tego rodzaju działalności ze „społecznym i historycznym znaczeniem budynku” oraz uciążliwość dla okolicznych mieszkańców.

Wnętrze Wielkiej Synagogi w Deventer dzisiaj, źródło: apdency/Wikimedia Commons

Jedna czy dwie gazety holenderskie ogłosiły sukces, ale trudno było o większą pomyłkę. Zgodnie z najnowszymi doniesieniami Ayhan Sahin oznajmił, że Żydzi i tak muszą się wynieść, a jeśli nie może zrobić w synagodze baru, to zrobi z nią coś innego, na przykład przerobi na meczet. Przez ostatnie dni lipca Tom Fürstenberg i reszta Żydów pakowali i wywozili swoje święte przedmioty kultu, ze zwojem Tory na czele. Przy tej czynności Fürstenberg został napadnięty i uderzony w twarz przez mężczyznę, który wtargnął do synagogi. Teraz Żydzi będą organizować nowy dom modlitwy w oddalonej o 20 km od Deventer wiosce Raalte.
Nie będę stawiać pytania, jak wyglądałyby czołówki mediów zachodnioeuropejskich, izraelskich i amerykańskich, gdyby ta historia wydarzyła się w Polsce — czytelnicy mają sami dość wyobraźni. Ale w Polsce ta historia nie mogłaby się wydarzyć. Żaden ksiądz nie sprzedałby muzułmaninowi czynnej synagogi razem ze wspólnotą żydowską na knajpę. A gdyby nawet jakiś osioł to uczynił, to Polacy (i to różnych światopoglądów i przekonań religijnych) natychmiast ogłosiliby w Internecie zbiórkę na wykup synagogi oraz zaczęli zbierać podpisy pod listami protestacyjnymi w kilku językach. W Holandii, poza jedną popołudniówką oraz kilkoma mediami lokalnymi (nie mówiąc o reszcie Europy i świata zachodniego), trwa cisza.
Warto dodać, że od kilku lat w rodzinnym kraju Anny Frank i Etty Hillesum ataki antyżydowskie coraz bardziej się mnożą. Na przykład regularnie napadana i niszczona jest koszerna restauracja żydowska w Amsterdamie. Podłoże narastającego szybko antysemityzmu jest takie samo, jak we Francji (wszyscy chyba pamiętają niedawne wypadki torturowania i zamordowania dwóch żydowskich staruszek, po których ogłoszono nawet protestacyjny list francuskich intelektualistów, oraz ataki terrorystyczne na uczniów i szkoły żydowskie) czy Niemczech. Niestety, nawet jeśli policja zacznie szukać i złapie sprawców (co wcale nie jest oczywiste), wyroki są śmiesznie niskie, a problemu oficjalnie nie dostrzegają ani władze, ani media czy organizacje pozarządowe.

Źródła: rtvoost.nl, dagelijksestandaard.nl, joods.nl, destentor.nl, timesofisrael.com

Komentarze