Minister dziedzictwa Walonii blokuje rozbiórkę przez gminę cennego zabytkowego kościoła

Kościół Najświętszego Sakramentu, zwany także kościołem rekoletów, jest jednym z najcenniejszych zabytków niewielkiego miasta Binche, leżącego w południowo-zachodniej Walonii, w prowincji Hainaut, kilkanaście kilometrów na zachód od Charleroi. Został wzniesiony w 1707 roku, ale jego wartość historyczną podnosi fakt, że do wybudowania go użyto materiału kamiennego i elementów zdobniczych (kolumny, ościeża okienne, gzyms itp.) z rozebranego renesansowego pałacu Marii Węgierskiej (Austriackiej). Ta wywodząca się z dynastii Habsburgów księżniczka była królową Czech i Węgier jako żona króla Ludwika Jagiellończyka. Była zatem w pewien sposób związana z Polską, ponieważ Ludwik Jagiellończyk był wnukiem Kazimierza Jagiellończyka, króla Polski, i prawnukiem Władysława Jagiełły. Niestety Ludwik zginął w bitwie z Turkami pod Mohaczem (1526) i władzę po nim przejęli Habsburgowie. Maria zaś rządziła Niderlandami (1531-1555) jako namiestniczka swego brata, potężnego cesarza Karola V.

Kościół rekoletów w Binche, zdjęcie z 2018. Na dachu widoczne rosnące drzewka…
Źródło: Wikimedia Commons/Trougnouf (Benoit Brummer)

Warto poświęcić kilka zdań losom tej świątyni, bo trafnie ukazują one losy Kościoła w Europie Zachodniej w ogóle – a my, Polacy, często nie zdajemy sobie sprawy, że represje antykatolickie w Europie zachodniej od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej dorównywały niekiedy tym, jakie wobec polskich katolików stosowali rosyjscy, austriaccy i pruscy zaborcy. Zatem pierwotnie kościół Najświętszego Sakramentu w Binche należał do rekoletów, obserwanckiej (surowszej) gałęzi franciszkanów, którzy zamieszkali w tym mieście w 1598 roku. Po wybuchu rewolucji francuskiej ich klasztor został rozwiązany przez władze rewolucyjne, okupujące ziemie niderlandzkie, ale po upadku rewolucji i Napoleona zamieszkały w nim siostry Sacre Coeur (1822). Jednak ich zgromadzenie również zostało usunięte (1879), a w klasztorze urządzono szkołę. Być może ze szkołą coś nie wyszło, bo po kilkunastu latach władze miasta sprzedały odebraną Kościołowi nieruchomość siostrom od Najświętszego Sakramentu z Angers. Siostry te opuściły Binche w 1976 roku, w epoce, kiedy z kolei klasztory w Europie zachodniej zaczęły masowo zamykać się same w rezultacie posoborowej „wiosny Kościoła”. Wówczas w klasztorze urządzono dom spokojnej starości, a kościół zaczął pełnić rolę parafialnego i został wpisany do rejestru zabytków.

Jednakże z czasem cenna budowla zaczęła wymagać remontu (dach, rynny itp.), więc parafia, jakieś dziesięć lat temu, sprzedała ją przedsiębiorcy o nazwisku Rosario Potenza. Obiecywał on urządzić w zabytkowej świątyni muzeum sztuki afrykańskiej, ale wkrótce okazało się, że zamierza ją przerobić na klub nocny… Władze miasta zablokowały klub nocny, a kolejny projekt, bar, został zarzucony z powodu wymagań co do zabezpieczeń przeciwpożarowych, postawionych przez strażaków. Przedsiębiorca szukał podobno nowego nabywcy, a kościół niszczał.

W piątek 10 czerwca okazało się, że strażacy mieli rację; na strychu wybuchł pożar, który zniszczył dach i więźbę dachową. Nagranie z akcji gaszenia zamieścił portal sudinfo.be:

Na szczęście ocalały sklepienia i mury, a wnętrze ucierpiało niewiele. Jednak już pięć dni później burmistrz Binche, reprezentujący Partię Socjalistyczną Laurent Devin nakazał natychmiastowe zburzenie zabytkowego kościoła na podstawie ekspresowo wykonanej ekspertyzy budowlanej, która stwierdziła zagrożenie bezpieczeństwa publicznego na skutek naruszenia statyki budowli. Rozbiórka miała się odbyć niezwłocznie i zająć dziesięć dni. Miało za nią zapłacić miasto, ponieważ właściciel kościoła oznajmił, że nie ma na nią pieniędzy, a co więcej, zabytkowej budowli nawet nie ubezpieczył!

Decyzja władz miejskich wywołała głośny oddźwięk w mediach. W końcu chodziło o jeden z najcenniejszych zabytków Binche. Sprawą zajęła się minister dziedzictwa narodowego Walonii Valérie De Bue (przepraszam, nie odmówię sobie podania całego tytułu pani minister: „Minister służb publicznych, informatyki, uproszczenia administracji, odpowiedzialna za dodatki rodzinne, turystykę, dziedzictwo i bezpieczeństwo drogowe”), która po zapoznaniu się z ekspertyzą zamówioną przez władze miasta zamówiła nową ekspertyzę stabilności… a ta przyniosła wnioski zgoła odmienne: „Kościół nie ma dachu, ale nie wpływa to na ogólną stabilność w krótkim okresie. Zniknęła tylko więźba dachowa, ale sklepienia, łuki poprzeczne, metalowe ściągi i ściany rynnowe są prawie nienaruszone… Obliczenia statyczne wykazują stabilność konstrukcji i to przy klasycznych współczynnikach bezpieczeństwa. Obliczenia wykazują również stabilność konstrukcji przy wietrze”.

Podobne wnioski przyniosły raporty Królewskiej Komisji ds. Zabytków, Miejsc i Wykopalisk (CRMSF) oraz Walońskiej Agencji Dziedzictwa (AWaP), która podkreśliła dodatkowo, że zabytkowe wnętrze nie zostało naruszone ani przez płomienie, ani przez użytą do ich gaszenia wodę. Ostateczny wniosek jest taki, że dla ocalenia kościoła należy zbudować betonową opaskę, wzmocnić ścianę szczytową i położyć zadaszenie. Pani minister okazała się dobrym psychologiem: ponieważ koszt tych prac (300 tys. euro) ma dwukrotnie przekroczyć koszty rozbiórki (150 tys. euro), zaproponowała, że tę nadwyżkę pokryje region waloński, aby miasto nie musiało wydawać więcej, niż zaplanowało na rozbiórkę. To świetne posunięcie pani minister zdecydowanie zwiększa szanse cennego zabytku na ocalenie…

Wnętrze kościoła rekoletów. Źródło: Wikimedia Commons/SASMons

Komunikat prasowy minister dziedzictwa zawiera jeszcze jeden ważny akapit: „Minister zaprasza również właścicieli, jak również wszystkie zainteresowane podmioty, do wspierania w przyszłości wszelkich inicjatyw, które pozwoliłyby kościołowi rekoletów znaleźć się w centrum zrównoważonego projektu, który pasuje do potrzeb społeczeństwa”. Oznacza to zachętę do poszukiwania rozwiązań, które zapewnią bezpieczne trwanie zabytku dzięki znalezieniu mu nowego przeznaczenia atrakcyjnego dla miejscowej społeczności: trzecią drogę między wyburzeniem a bezwzględną komerchą.

W Holandii takie rozwiązania są już na szczęście popularne, w Belgii niestety władze najczęściej nadal wolą burzyć. Najwyższy czas, żeby to prymitywne i antykulturalne podejście tam również odeszło w niepamięć. Nie dalej jak kilka tygodni temu zburzono stuletni kościół pokapucyński w Izegem, flandryjskiej miejscowości położonej koło Roeselare, by urządzić na jego miejscu teren zielony. Krótki filmik z burzenia można obejrzeć tu: bit.ly/3nbLvKy. My natomiast pisaliśmy o sprawie kościoła w Kerkhove: „Władze gminy w Belgii zburzą zabytkowy kościół, by wybudować «neutralne dla klimatu» «centrum spotkań»”.

Źródła: debue.wallonie.be, cirkwi.com, sudinfo.be, lesoir.be, Wikipedia

Komentarze