Władze Roermond pragną upamiętnić zamordowane czarownice

Burmistrz miasta Roermond w holenderskiej Limburgii Rianne Donders zapowiedziała upamiętnienie co najmniej 75 osób, w ogromnej większości kobiet, które zostały uznane za czarownice i spalone na stosie lub zamordowane w inny sposób w latach 1613-1614. Poinformowała o tym w liście do frakcji partii D66 w radzie miasta. Roermond szczyci się niechlubnym rekordem zamordowania największej liczby „czarownic” i „czarowników” w Holandii. Większość z nich zginęła w samym Roermond i jego okolicach w ciągu zaledwie kilku miesięcy na przełomie 1613 i 1614 roku. Wydarzenia te noszą nazwę „roku czarownic” (heksenjaar). O inicjatywie Rianne Donders powiadomiły główne holenderskie media, w tym „De Telegraaf” i „Algemeen Dagblad”.

David Teniers Młodszy, Inicjacja czarownicy, 1647-49, Wikimedia Commons

„Jest to czarna karta w historii naszego miasta. Nigdzie indziej w Holandii nie postawiono przed sądem i nie stracono w krótkim czasie tak wielu rzekomych czarownic, jak w Roermond i okolicach – napisała Rianne Donders w cytowanym w mediach liście. – Niewinni ludzie, głównie kobiety, byli zupełnie niesłusznie prześladowani i skazywani na śmierć za coś (czary), czego nigdy nie mogli uczynić. Jest to część naszej przeszłości, której nie możemy i nie powinniśmy ignorować”.

Władze miasta przeprosiły już oficjalnie za procesy czarownic z lat 1613-1614 w roku 2006, lecz wówczas skończyło się na słowach. Tym razem te smutne wydarzenia mają zostać upamiętnione w widoczny sposób w dwóch miejscach z nimi związanych: na wzgórzu Galgenberg, gdzie wykonywano wyroki spalenia na stosie, oraz w wieży Rattentoren (Szczurza wieża), w której kobiety i mężczyzn oskarżonych o czary więziono, przesłuchiwano i torturowano. Myśli się też o nadaniu odpowiedniej nazwy jakiejś ulicy. Obecnie trwają konsultacje z organizacjami pozarządowymi, zajmującymi się ochroną dziedzictwa historycznego, co do konkretnego sposobu upamiętnienia.

Inicjatywa władz Roermond nie jest jedyna. W ubiegłym roku parlament Szkocji ułaskawił 3837 osób zabitych pod zarzutem czarów w latach 1563-1763, a niemieckie miasto Kolonia zrehabilitowało osoby skazane za czary w 2012 roku.

David Teniers Młodszy, Scena z czarownikiem, 1635
Autorzy dostępnego w Internecie obszernego opracowania poświęconego procesom czarownic, jakie odbyły się w Roermond w latach 1613-1614, Gerard van de Garde i Charlotte Ruijs-Janssen, piszą, że w średniowieczu sytuacja oskarżonych była znacznie lepsza niż później. Mogli zostać uwolnieni, jeśli przysięgli, że nie parali się czarami, a ścigani byli jedynie za spowodowane (rzekomo) straty innych osób. Stan ten pogorszył się jednak znacznie w XVI wieku, szczególnie po roku 1550. Wówczas czary uznano za jedno z najgorszych przestępstw, jako uderzające w wiarę w Boga, oskarżycieli wyposażono w znacznie większe prerogatywy, a oskarżeni utracili praktycznie jakiekolwiek możliwości obrony. Droga z izby tortur prowadziła niemal zawsze na stos. Obraz ten jest sprzeczny z powszechnie panującymi opiniami, ale ze źródeł historycznych niezbicie wynika, że w całej Europie „polowania na czarownice” miały największe nasilenie w XVI-XVII wieku, a nie w średniowieczu.

Gerard van de Garde i Charlotte Ruijs-Janssen zbadali źródła związane z „rokiem czarownic” w Roermond i opisali przypadek każdej z 74 zidentyfikowanych przez nich ofiar. Usiłowali też ustalić, co spowodowało erupcję procesów za czary, jaka nastąpiła w jednym mieście w jednym roku. Nigdzie indziej, ani wcześniej, ani później, nie oskarżono ani nie skazano za czary na obszarze Holandii tak wielu osób. Badacze sprawdzili kilka hipotez, takich jak zachęty władz kościelnych albo lokalnych autorytetów, czy też zarazy, nieurodzaje, walki militarne i głód (wiadomo bowiem, że prześladowania czarownic, Żydów itp. wybuchały w następstwie takich klęsk i rzeczywiście na przełomie XVI i XVII wieku w Europie było kilka fal takich pogromów z tego powodu). W tym przypadku hipotezy te nie sprawdziły się jednak, więc doszli do wniosku, że główną przyczyną gwałtownego wybuchu prześladowań w „roku czarownic” był – przy ogólnej atmosferze „antyczarownicowej”, panującej wówczas na pograniczu niderlandzko-niemieckim – efekt kuli śnieżnej: przesłuchiwani na torturach podawali kolejne nazwiska. Dopiero w XVIII wieku zaczęto zdawać sobie sprawę, że zeznania wydobyte na torturach są bezwartościowe.

Autorzy opracowania o procesach czarownic z lat 1613-1614 sprawdzili też, czy skazane osoby miały jakieś charakterystyczne cechy. Wykryli, że spora część z nich mieszkała niedaleko siebie, a niektórzy skazani byli ze sobą spokrewnieni (na przykład matki i córki) – co wiąże się z tym, że przesłuchiwani donosili na sąsiadów i członków rodziny. Ponadto nieproporcjonalnie duży odsetek ofiar był w Roermond przybyszami w pierwszym lub drugim pokoleniu. Ujawniła się zatem niechęć do obcych. Niektóre osoby zginęły zaś z powodu „inicjatyw oddolnych” (czyli linczów), a nie w wyniku oficjalnych procesów.

Rattentoren w Roermond. Fot. Wikimedia Commons/Arch 
Roermondzkie polowanie na czarownice wygasło latem 1614 roku, kiedy część procesów przeniesiono z miasta do innych sądów, gdzie oskarżonych nie skazywano już tak łatwo, a przesłuchiwani przestali podawać na torturach kolejne nazwiska. W późniejszych latach liczba procesów o czary na ziemiach niderlandzkich była już znacznie niższa.

Na koniec jeszcze jedna nieoczekiwana informacja. Gerard van de Garde i Charlotte Ruijs-Janssen wyczerpująco przedstawili smutny wkład autorytetów i władz kościelnych w nasilenie procesów czarownic w XVI wieku, poczynając od nieszczęsnego dzieła Malleus maleficarum autorstwa dwóch dominikanów, Heinricha Krämera i Jacoba Sprengera. Okazuje się jednak, że głównym motywem, dla którego władze kościelne animowały ściganie osób uprawiających czary pod koniec XVI wieku, czyli po Soborze Trydenckim, była walka z medycyną ludową, stosującą praktyki magiczne. Krótko mówiąc, wykształcone, oblatane w odkryciach naukowych i racjonalnie myślące duchowieństwo zwalczało przesądy i ciemnogród, negatywnie wpływające na kondycję zdrowotną społeczeństwa. Cóż za ironia losu! Ale mając w pamięci wydarzenia ostatnich trzech lat, nie będziemy chyba mieli trudności ze zrozumieniem tego mechanizmu ;-)

Źródła: telegraaf.nl, ad.nl, binnenlandsbestuur.nl, historieroermond.nl

Komentarze