Koniecznie do Berlina!

Dzisiaj 9 maja, więc tytuł „Koniecznie do Berlina” może budzić jednoznaczne skojarzenia, ale tym razem chodzi o coś zupełnie innego: o piękno i tworzenie, a nie o nienawiść i destrukcję.

Do 16 lipca w berlińskiej Gemäldegalerie czynna jest bezprecedensowa, całościowa wystawa najwybitniejszego zdaniem krytyków flamandzkiego malarza drugiej połowy XV wieku, Hugo van der Goesa. Temu artyście, wymienianemu jednym tchem z uwielbianymi w Polsce Janem van Eyckiem i Rogierem van der Weydenem, starszymi od niego o pokolenie, nie poświęcono wcześniej bowiem żadnej dużej wystawy monograficznej. Stało się tak zapewne z powodu zachowania się jedynie niewielkiej liczby jego dzieł oraz dużych, utrudniających transport rozmiarów wielu z nich. W większości chodzi bowiem o panele z retabulów ołtarzowych.

Hugo van der Goes, Pokłon Trzech Króli. Fot. Google Arts & Culture

Gemäldegalerie posiada w swoich zbiorach dwa znane dzieła van der Goesa: Pokłon Trzech Króli i Pokłon pasterzy, a inne sprowadziła. Są to niemal wszystkie jego obrazy i rysunki, jakie dotrwały do naszych czasów, między innymi Zaśnięcie Maryi przechowywane w Groeningemuseum w Brugii, które nigdy wcześniej nie opuściło Belgii. Wymienione trzy dzieła są świeżo po konserwacji, dzięki czemu widz może dogłębnie się zapoznać z najwyższym mistrzostwem flamandzkiego malarza. Na wystawie prezentowane są także współczesne kopie zaginionych dzieł van der Goesa oraz dzieła innych artystów, na których jego styl wywarł największy wpływ. W sumie sześćdziesiąt dzieł pochodzących z trzydziestu ośmiu kolekcji z różnych krajów.

Wystawa nosi tytuł „Między bólem a szczęściem”, nawiązujący do biografii Hugo van der Goesa. Intrygowała ona potomnych na równi z jego dziełami. Van der Goes bowiem już jako dojrzały i sławny także poza Niderlandami malarz po wielu latach spędzonych w Gandawie, gdzie pełnił nawet funkcję dziekana gildii malarzy, zdecydował się wstąpić jako brat konwers do klasztoru augustianów w Auderghem pod Brukselą. Niestety niedługo później popadł w chorobę psychiczną, być może depresję – wśród jej objawów było poczucie nieodwołalnego potępienia przez Boga oraz próba samobójcza – i wkrótce zmarł, mając zaledwie około czterdziestu dwóch lat. Stało się to w roku 1482. Pod koniec XIX wieku stał się prototypem „szalonego geniusza” i wywarł pod tym względem wpływ na Vincenta van Gogha.

W klasztorze w Auderghem kultywowano duchowość ruchu devotio moderna i jej wpływ można też odnaleźć w obrazach van der Goesa. Jego dzieła pozwalają nawiązać osobisty kontakt z prezentowanymi postaciami, ich ekspresyjnie przedstawionymi emocjami i światem duchowym. Ekspresyjne są również intensywna kolorystyka oraz niespokojna kompozycja obrazów, uważana za zapowiedź manieryzmu. Zachwyca mistrzostwo w nienagannym rysunku postaci oraz doskonałej ilustracji detali, które zresztą w ogóle cechowało tzw. prymitywistów niderlandzkich – stylu, do którego Hugo van der Goes jest zaliczany. Wiem, że narażam się na ostrzał artyleryjski, ale moim zdaniem piętnastowieczni mistrzowie niderlandzcy zdecydowanie przewyższali pod tym względem współczesnych sobie artystów włoskich.

Wystawie towarzyszy katalog liczący 304 strony i 250 reprodukcji, wydany w wersji niemieckiej i angielskiej. W sklepie muzealnym kosztuje 39 euro (poza nim 55 euro). Bilety na wystawę też mają bardzo zachęcającą cenę w porównaniu z muzeami holenderskimi czy nawet niektórymi polskimi. Kosztują bowiem, o ile dobrze sprawdziłam, jedynie 10 euro. A dla nas Berlin, położony zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy, jest miejscówką opatrznościową. Przy obecnym kryzysie i inflacji dla wielu osób – które być może musiały z bólem zrezygnować z głośnej wystawy Vermeera w Amsterdamie – może być rozstrzygające, że berlińską wystawę Hugo van der Goesa da się zwiedzić podczas jednodniowego wypadu, bez noclegu w strefie euro. Nie ma się więc co zastanawiać – trzeba jechać do Berlina.

A oto krótki filmik promujący wystawę van der Goesa w Gemäldegalerie:

Źródła: smb.museum/en/exhibitions/detail/hugo-van-der-goes, kerknet.be, Wikipedia

Komentarze