Notre Dame zmartwychwstała w całej swej okazałości i chwale. Dzięki Bogu, bo początkowo były zupełnie inne plany. Jasne, są pewne niedociągnięcia – dziwnie zaprojektowany minimalistyczny ołtarz z brązu, który zderza się z majestatem katedry, metalowe siedzenia dla księży, chrzcielnica, która nie wygląda jak chrzcielnica, szaty liturgiczne, które wydają się pożyczone od klauna, oraz dziwne kielichy – ale całość ukazuje wielkie piękno. Również ceremonie liturgiczne, otaczające ponowne otwarcie Notre Dame, były godne. Pozwala to wiernym wznieść się ponad przyziemność ku nadprzyrodzoności. Właśnie to ostatnie jest tak bardzo potrzebne w naszych czasach – czasach, kiedy wszystko musi być zrozumiałe. Łacina byłaby niezrozumiała i nudna. Sacrum ustąpiło miejsca emocjom i temu, co międzyludzkie.
Jak jednak doszło do tego, że dziś w kręgach kościelnych możemy zobaczyć: tęczowe flagi, aktywistów LGTB tańczących wokół ołtarza, drugorzędne zespoły grające popowe melodie, kazania będące raczej wyrazem poprawności politycznej? Czemu piękno i prawda ustąpiły miejsca brzydocie i opiniom? Brzydkie budowle, pobielone ściany, ikonoklazm i kiepsko wykonywane występy, które mają uchodzić za liturgię. Usunięto klęczniki i balustrady ołtarzowe. Misterium, sacrum, nadprzyrodzoność musiały ustąpić miejsca horyzontalnej płaskości.
Oryginał tekstu na blogu bp. Roba Mutsaertsa: vitaminexp.blogspot.com |
W Notre Dame ujrzałem szacunek dla Tradycji, usłyszałem niebiańskie śpiewy dzieci, wyczułem głód transcendencji. Chrystus znowu znalazł się w centrum. Widzę tęsknotę za tym wśród tak zwanych nowych katolików, o czym szerzej wkrótce. Ale do Rzymu jeszcze to nie przeniknęło. Tam są zajęci nowym modnym hasłem Synodalność. Jeśli tylko staniemy się synodalni, Kościół znów stanie się atrakcyjny, Kościół znów będzie miał przyszłość, taka jest niezachwiana opinia. Jeśli tylko będziemy słuchać, o tak, to wszystko będzie inaczej. Rzym sprawia wrażenie, jakby księża w ogóle nie słuchali przez ostatnie 2000 lat. Według mnie każdego dnia nie robią nic innego. Wywołuje to wrażenie, jakby Duch Święty spał przez 2000 lat. Widzę to inaczej. Ludzie ulegli duchowi współczesnej, świeckiej epoki. Przywódcy Kościoła przypominają Demasa, który porzucił Pawła z miłości do świeckiego świata. Oraz Judasza, który wierzył, że pieniądze wydane na Jezusa lepiej byłoby wydać na biednych. Wśród bardziej liberalnych jest to w dobrym guście. Przypominają oni tych, którzy wołali o Barabasza, aktywistę dążącego do światowej utopii. Mówią: bierzemy sprawy w swoje ręce. Natomiast Jezus wypełnił wolę Ojca i wybrał krzyż. Wydawało się to porażką, ale to krzyż przyniósł odkupienie.
Dlaczego ludzie porzucili Kościół w ostatnich 60 latach? Ponieważ Kościół ich porzucił. Kościół sprowadził lud Kościoła na manowce. Tak, mówi Kościół, stajemy w obronie środowiska, zmian klimatycznych, różnorodności, ubogich i tym podobnych rzeczy. I na to kładzie się większy nacisk niż na godną liturgię, sakralność, wzywanie do nawrócenia i stawianie na pierwszym miejscu zbawienia dusz. Ludzie zapominają, że to właśnie te rzeczy karmią ludzi, aby rzeczywiście pełnili dzieła miłosierdzia. Matka Teresa, Peerke Donders, święty Franciszek, ojciec Damian nigdy nie uczyniliby tego, co uczynili, gdyby nie karmili się sakramentami, modlitwą, adoracją eucharystyczną i różańcem. Nie, nie zostawili tego polityce ani instytucjom. Matka Teresa wyraziła to bardzo jasno: „Jeśli ludzie się nie zmienią, struktury również się nie zmienią”. Od lat 60. Kościół uczynił wiarę czymś dla naiwnych, nie identyfikując już jej istoty i nigdzie nie korygując wypaczeń. Spójrzmy na powszechne nadużycia liturgiczne. Na mszach bierzmowania jestem regularnie terroryzowany przez chóry, które śpiewają wyłącznie piosenki z listy Top 2000. Doświadczyłem już kiedyś tego, że chór z akompaniamentem ogłuszającego zespołu śpiewał jedynie piosenki Bruce’a Springsteena. Pieśnią na ofiarowanie było „Because the Night Belongs to Lovers”. Na koniec mszy wiedziałem na pewno: tych bierzmowanych nie zobaczymy już nigdy w kościele. Podczas innej mszy bierzmowania (w Nijmegen) ksiądz odmówił komunii bierzmowanemu, który chciał przyjąć komunię do ust. W istocie rzeczy jest to coś bardzo klerykalnego: ten ksiądz ustala własne zasady i narzuca je wiernym.
To jest problem Kościoła od Soboru Watykańskiego II: Kościół nie naucza tego, czego naucza nas Ewangelia. Boimy się głosić poglądy katolickie. Który ksiądz nadal głosi kazania o zbawieniu dusz, czterech rzeczach ostatecznych, odpuszczeniu grzechów? Raczej jesteśmy skłonni się od tego dystansować. Tłumaczymy się przed pojedynczym kolegą, który czuwa i modli się koło kliniki aborcyjnej. Popieramy decyzję zarządu szkoły rzymskokatolickiej, która odmówiła siostrom wstępu do szkoły rzymskokatolickiej (Limburgia), ponieważ siostry te, omawiając sakrament małżeństwa, wspomniały tylko o jednym wariancie: mężczyzna/kobieta. Nic dziwnego, że Kościół umiera. Co właściwie jeszcze reprezentujemy? Papież, który zakazuje tradycyjnej Mszy łacińskiej w Chartres oraz w Notre Dame i w tym samym tygodniu umieszcza pielgrzymkę LGTB w programie Roku Świętego. Tak bardzo dążymy do „Wolności, Szczęścia”, ale wydaje się, że w praktyce kończy się to rozpustą i niezadowoleniem. Potrzebne są normy i wartości, które są nasze wspólne. Skąd je bierzemy? Normy i wartości obowiązujące wszystkich i zawsze. Tak, istnieje coś takiego jak prawda, która obowiązuje w przypadku każdego. I tak, możemy ją poznać. Wiedzieli już o tym Sokrates, Platon i Arystoteles. To prawo naturalne ma nadprzyrodzone pochodzenie, o którym świecki świat nie wie.
Bp Rob Mutsaerts. Źródło: rorate-caeli.blogspot.com |
Co się stało po Soborze Watykańskim II? Ludzie weszli w dialog ze światem. Nie jest to nieroztropne. Ale tym, co uczynili, było chwilowe wzięcie w nawias prawdy wiary katolickiej, żeby wejść w dialog ze współczesnością. A to doprowadziło ostatecznie do pełnego przyjęcia świeckiego świata. Kościół tak bardzo pragnął zademonstrować swoje znaczenie dla świata, iż całkowicie utracił tożsamość. Uznano, że Duch Święty działa w takim samym lub nawet większym stopniu w świecie świeckim niż w samym Kościele. Posunięto się nawet do relatywizowania lub nawet negowania ponadczasowych prawd Kościoła. Miały one być jedynie wytworem wyobraźni tomistów i innych przestarzałych teologów. Przełożyło się to na w pełni horyzontalne interpretowanie Ewangelii. Metafizyka została odrzucona, cały nacisk położono na wspólnotę. Konsekwencją była płaska liturgia, w której nie było już miejsca na grzech i przebaczenie. Wina spadła na innych. Musiały się po prostu zmienić struktury. Mea culpa stało się tua culpa, ponieważ ja jestem w porządku, to nie moja wina. Sakralny charakter stał się nierozpoznawalny. Przestano już wierzyć w realis presentia. Stało się to symbolem, niczym więcej. Obecność Jezusa jest w nas, a nie w chlebie i winie. Eucharystia została zdegradowana do posiłku. Stąd zapraszanie każdego bez wyjątku do przyjęcia hostii, rozdawanej przez Flipa i Loulou w dopasowanych dżinsach. Oczywiście, nie na klęcząco i nie na język. To tylko symbol. Przecież Jezus siedział przy stole z grzesznikami. (No cóż, nie. Na Ostatniej Wieczerzy obecni byli tylko apostołowie. Jezus wyraźnie powiązał tę Ostatnią Wieczerzę z ofiarą na krzyżu następnego dnia). A właściwie to czemu odprawiać jedynie msze, skoro możemy również celebrować nabożeństwa słowa Bożego z komunią? Flip i Loulou są w tym bardzo dobrzy.
Musi chodzić o sprawiedliwość społeczną, o jadłodajnie, o działanie. Tak, przede wszystkim o działanie. Sprzeciwiamy się dyskryminacji i rasizmowi, uczestniczymy w debacie społecznej na temat zmian klimatycznych. Oczywiście jesteśmy inkluzywni i różnorodni, i podnosimy tęczową flagę. Oczywiście nie mówimy o aborcji, eutanazji i okaleczaniu osób transpłciowych. Rozróżnienie na sacrum i profanum zupełnie zniknęło.
Szczególnie młodzi ludzie nieomylnie to wyczuli i zagłosowali nogami. Jeśli liturgia jest chaotycznym bałaganem, jeśli nie stoi przed tobą wyzwanie, aby inaczej uporządkować życie, kiedy przebaczenie i grzech są słowami zakazanymi, to czego miałbyś tam szukać? Dobra liturgia, przejrzystość i serdeczność wszystko zmieniają. Młodzi szukają prawdziwych odpowiedzi na swoje prawdziwe pytania. I my mamy te odpowiedzi. Racjonalne odpowiedzi. Fides quarens intellectum, pamiętamy to jeszcze? Tym, co Kościół musi zrobić, jest ponowne położenie nacisku na to, co święte, jako na coś innego, wyższego rzędu. Dlatego mamy święte miejsca, świętą liturgię, poświęcone budowle przeznaczone wyłącznie do kultu i pobożności. Dlatego mamy w liturgii święty język, aby odróżniał się od języka codziennego. Nawiasem mówiąc, ignorowanie tego, co nadprzyrodzone, odbywa się również kosztem tego, co naturalne: zostaje to zredukowane do płaskiej, pozbawionej znaczenia treści. Zniknięcie religii ze społeczeństwa odbywa się również kosztem tego, co świeckie. Kogo interesuje religia pozbawiona sacrum? Nikogo. Jest po prostu nudna. Płaska liturgia to po prostu złe przedstawienie z dziwacznym scenariuszem w wykonaniu drugorzędnych aktorów. Nic dziwnego, że młodzi ludzie, którzy łakną sensu, łakną przebaczenia, łakną prawdy, wcale nie interesują się Laudato si, Fiducia supplicans i Synodalnością. Parafie i diecezje, które uważają, że jest to dla nich ważna sprawa, nie przyciągają młodych ludzi. Za to znajdziesz ich: w parafiach, gdzie wszystko jest po prostu tradycyjne, gdzie Msza święta jest nadal Mszą świętą, gdzie kładzie się nacisk na sacrum, gdzie liturgia wyraźnie odróżnia się od tego, co świeckie. Tam odkrywasz coś, czego wcześniej nie znałeś. Jest to ruch ku pięknu, ku prawdzie, ku sakralności, ku pobożności, ku miejscom, gdzie sprawowany jest sakrament spowiedzi, gdzie odmawia się różaniec. Tam widzę rodziny, tam widzę młodych, tam widzę przyszłość Kościoła. Wygląda ona jasno.
+Rob Mutsaerts
Źródło: https://vitaminexp.blogspot.com/2024/12/notre-dame-en-de-toekomst-van-de-kerk.html (za zgodą Autora, któremu serdecznie dziękuję)
Komentarze
Prześlij komentarz