Doskonały patron studentów

Kościół wspomina dzisiaj świętego Jana Berchmansa, pochodzącego z flamandzkiego Diest studenta jezuickiego, który żył na początku XVII wieku. W Polsce znacznie mniej znany od dwóch innych jezuickich świętych młodzieńców, Alojzego Gonzagi i Stanisława Kostki, tworzy z nimi zacny tercet. Tak jak tamtych, pochłaniał go zapał oddania się w pełni Bogu i wykonywania Jego woli. Tak jak tamci, wyróżniał się niezachwianą ortodoksją i czystością. Są to dwa wymiary, w których świat katolicki najmocniej dziś szwankuje, więc gdzież szukać lekarstwa, jak nie u takich świętych jak Berchmans, Gonzaga i Kostka? Trzeba uczyć się od nich i prosić ich o wstawiennictwo. Szczególnie prośmy za zakon jezuitów, który należy do środowisk katolickich szczególnie pogrążonych w dzisiejszym kryzysie liberalnej „współczesności”.

O Berchmansie mamy już na blogu tekst pt. „Święte dzieci uratują świat”, ale powracam do jego postaci, chcąc zapoznać Państwa z pięknym tekstem autorstwa zmarłego już wybitnego holenderskiego hagiografa, jezuity Driesa van den Akkera. Niezwykle obszerne materiały o kanonizowanych i nie kanonizowanych świętych, zebrane przez ojca Driesa – zarówno teksty, jak i ikonografia – są na szczęście dostępne w Internecie pod adresem https://heiligen.net, a co więcej, wolno je udostępniać z podaniem źródła. Zachęcam Państwa do zaglądania na tę stronę, w dzisiejszej epoce skutecznych automatycznych translatorów nieznajomość języka oryginału nie jest żadną przeszkodą.

Oprócz tekstu ojca Driesa van den Akkera publikuję tutaj zamieszczony przez niego piękny wizerunek świętego Jana. Być może zdjęcie to zrobił on sam, gdyż pochodzi z refektarza Berchmanianum – wspaniałego klasztoru jezuitów w Nijmegen, który został zamknięty po soborze w wyniku gwałtownego spadku liczby zakonników (podobnie jak stało się z Canisianum, od św. Piotra Kanizjusza, w Maastrichcie i tyloma innymi klasztorami…). Święty Jan trzyma w rękach księgę autorstwa świętego Tomasza z Akwinu, z której uczył się teologii, a za nim widoczna jest panorama jego rodzinnego miasta. Napis głosi: „Pan zesłał mi strumień pokoju. Dziennik, 19 grudnia 1620”. Autorem malowidła jest inny holenderski jezuita, artysta plastyk Guus van Hemert (1927-2011). Powstało w 1953 roku, zaledwie na kilkanaście lat przed zamknięciem Berchmanianum. Ocalmy je od zapomnienia.

Jan Berchmans SJ, Rzym, Włochy; zakonnik i student; † 1621.

Święto † 13 sierpnia i 26 listopada.

Jan Berchmans urodził się 12 marca 1599 roku w Diest (Belgia) jako najstarsze z pięciorga dzieci. Jego ojciec, również noszący imię Jan, był szewcem oraz jednym z radnych miejskich. Matka, Elisabeth van den Hove, była pobożną kobietą, ale często chorowała.

Rodzice Jana mieli nadzieję, że będzie im pomagał w prowadzeniu interesu. On sam jednak od najmłodszych lat marzył o zostaniu księdzem. W dziewiątym roku życia otrzymał możliwość uczęszczania do miejscowej szkoły; zamieszkał w domu proboszcza parafii Najświętszej Maryi Panny z kilkoma innymi chłopcami, którzy podzielali jego aspiracje. Ksiądz uczył go wszystkiego na temat Kościoła i wiary. Jan był doskonałym uczniem. Jednak po ukończeniu trzeciego roku nauki, w 1612 roku, ojciec zabrał go ze szkoły. Po prostu zabrakło pieniędzy. Gdy dowiedział się o tym ksiądz z beginażu w Diest, zaproponował, że przyjmie Jana na służącego i w zamian opłaci jego edukację.

Zaledwie kilka tygodni później Jan przeniósł się do kanonika Jana Froymonta w Mechelen na tych samych warunkach. Niezwykłe było to, z jaką radością wykonywał wszelkie powierzone mu zadania (nakrywanie i sprzątanie stołu, sprzątanie domu, przynoszenie zakupów, pielęgnowanie ogrodu i opieka nad dwoma młodszymi współlokatorami).

W 1615 roku jezuici otworzyli w Mechelen kolegium. Jan wstąpił do niego, żeby dokończyć studia, i zapragnął zostać jezuitą. Inspiracją była dla niego przede wszystkim historia życia Alojzego Gonzagi († 1591; święto 21 czerwca).

Tymczasem było to kolejne rozczarowanie dla jego rodziców, którzy chcieli, aby został proboszczem. W końcu ojciec ustąpił. Jan miał wtedy 17,5 roku. Wstąpił do nowicjatu ojców jezuitów 24 września 1616 roku. Nauczył się tam od swojego kierownika duchowego prostej, lecz błyskotliwej mądrości, którą można zapisać jako program na całe życie: „Świętość nie polega na czynieniu rzeczy nadzwyczajnych, tylko na czynieniu w nadzwyczajny sposób rzeczy zwyczajnych!”. W tym pierwszym roku, w grudniu, otrzymał wiadomość o śmierci matki. Wkrótce potem jego ojciec zamknął warsztat szewski, zaczął studia kapłańskie w seminarium i dwa lata później, w kwietniu 1618 roku, przyjął święcenia kapłańskie.

Jak każdy jezuita, po dwuletnim nowicjacie Jan złożył śluby zakonne ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. We wrześniu tego samego roku, 1618, rozpoczął studia filozoficzne w Antwerpii. Poinformowano go tam, że został wybrany do kontynuowania studiów w Rzymie. Liczył, że w drodze do Rzymu spotka się w Mechelen z ojcem, aby się z nim pożegnać, ale zamiast tego został poinformowany, że ojciec właśnie zmarł, niecałe sześć miesięcy po święceniach kapłańskich.

Jan przybył do Rzymu ostatniego dnia grudnia 1618 roku. Ukończył z wyróżnieniem trzy lata studiów filozoficznych, po czym został poproszony o udział w tradycyjnej dyspucie publicznej w ramach jezuickiego programu kształcenia. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, w jak nadzwyczajny wykonał zwyczajne zadanie i ile w nie włożył pracy. Trwała ona do późnej nocy. Dysputa przebiegła wspaniale, ale jeszcze bardziej zwracała uwagę jego chora cera.

Okazało się, że zapadł na dyzenterię i był tak osłabiony, że praktycznie nic nie można już było zrobić. Leżąc na łożu boleści, z wielką naturalnością mówił o raju… Współlokatorzy, koledzy ze studiów, księża przebywający w mieście, a nawet Ojciec Generał przychodzili do niego, by go odwiedzić i się z nim pożegnać. 12 sierpnia 1621 roku w kręgu swojej wspólnoty przyjął sakrament ostatniego namaszczenia; ktoś z obecnych zauważył później, że Jan był jedynym, który nie płakał, lecz zachował spokój i opanowanie. Następną bezsenną noc spędził na modlitwie. Kiedy kolejnego dnia tuż po ósmej rano dzwon domowy zaczął nieprzerwanie dzwonić, wszyscy wiedzieli: nasz brat Jan zmarł.

Zgodnie z panującym w zakonie jezuickim zwyczajem jeden z domowników – w tym wypadku jego przełożony – zanotował opis zmarłego, który tu cytujemy: „Wszyscy podziwialiśmy w nim to, że był tak pełen cnót, tak… naturalnie pełen cnót. Z Bożą łaską ze wszystkiego, czego się podjął, umiał zrobić coś wyjątkowego; coś właśnie takiego, jakie być powinno”.

Autor: Dries van den Akker

Źródło: https://heiligen.net/heiligen/11/26/11-26-1621-jan-berchmans.php

Komentarze