Odkąd zajmuję się tematem Holandii i Niderlandów, regularnie
wraca do mnie odczucie, że nasze narody i historie, wbrew temu, co mogłoby się
wydawać na pierwszy rzut oka, w gruncie rzeczy łączyło i łączy niezwykle wiele
podobieństw. To odczucie wróciło do mnie dzisiaj, 11 listopada.
Jednocześnie powitanie świętego Mikołaja jest w dzisiejszej Holandii najbardziej zapalnym tematem, wywołującym zaciekłe batalie prawne, zakazy władz, fake-newsy w mediach, obrażanie i zastraszanie, prowokacje, a nawet grożenie śmiercią — a także brutalne siłowe ataki lewicowych bojówek w stylu Antify oraz oddolne blokady dróg przez obywateli, usiłujących nie dopuścić tychże bojówek zamierzających rozbić legalną imprezę pełną rodzin z dziećmi, i surowo za to karanych przez państwowy wymiar sprawiedliwości, w odróżnieniu od członków wyżej wymienionych bojówek, zwanych neutralnie „aktywistami”. W publicznej logosferze istnieją wręcz dwie równoległe, całkowicie przeciwstawne narracje — jedna mówi o zabawie rodzin i dzieci, radości, słodyczach itp., a druga o zjazdach rasistów i supremacji białej rasy, która jest tak wielkim zagrożeniem, że dla jej zlikwidowania można i trzeba posługiwać się wszelkimi środkami, w tym bezprawnymi — ze względu na stan wyższej konieczności.
Fryzyjczycy mają w sobie więcej gorącej krwi niż inni
Holendrzy (przecież to właśnie ich dokkumscy praprzodkowie zamordowali tysiąc
trzysta lat temu św. Bonifacego!), więc nie odpuszczają. Zaczęli natychmiast
zbierać pieniądze na wniesienie apelacji od wyroku. I teraz uwaga: w ciągu
dosłownie kilkudziesięciu godzin Holendrzy nadesłali im w sumie 150 000
euro! To pokazuje prawdziwe nastroje w społeczeństwie.
Warto tutaj dodać, że grupa Grauwe Eeuw usiłuje również zakłócać państwowe uroczystości upamiętniania ofiar II wojny światowej w dniu 4 maja, protestuje przeciwko nazwom ulic upamiętniającym holenderskich bohaterów narodowych i wielu innym rzeczom, kojarząc najbardziej zdumiewające rzeczy z rasizmem i kolonializmem. A takich grup są w Holandii setki. Są niezbyt liczebne, ale „pompowane” przez media. Kiedy ich działania ewidentnie łamiące prawo, nawoływanie do przemocy i agresja na ulicach stały się tak jawne, że nie można ich było już dłużej przemilczać, holenderskie media zrezygnowały z jednoznacznie pochwalnego tonu w obszernych artykułach na ich temat. Ale i dziś „aktywiści” mogą liczyć na nagłaśnianie przez dziennikarzy każdej swej akcji. (Najnowszym celem ataku jest pewna firma sprzedająca przyprawy orientalne, gdyż ich opakowanie odwołuje się do dawnej Kompanii Wschodnioindyjskiej, przywożącej przez stulecia te przyprawy do Holandii). Prawdziwą zaś gwiazdą jest niejaka Sylvana Simmons, była prezenterka telewizyjna pochodzenia surinamskiego, obecnie radna Amsterdamu, posługująca się językiem ewidentnie rasistowskim wobec ludzi o białej skórze. Można liczyć na jej głośny protest w każdej sprawie o „rasizm”. Oczywiście również w sprawie powitania świętego Mikołaja.
Jedną z najsilniej zakorzenionych tradycji holenderskich
jest powitanie świętego Mikołaja (Sinterklaasintocht). Tradycja ta przetrwała nie tylko dominację
kalwinizmu, rugującego kult świętych, lecz nawet totalną sekularyzację życia
społecznego w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Co roku w drugiej połowie listopada w niezliczonej ilości holenderskich miast i miasteczek
odbywają się uroczyste wjazdy świętego Mikołaja i jego orszaku, organizowane
przez rozmaite organizacje przy współudziale lokalnych władz. Święty Mikołaj
wraz z barwnym orszakiem pomocników przybywa statkiem (o co w Holandii
nietrudno), ewentualnie porusza się na siwym koniu, rozmawia z dziećmi i wręcza
im słodycze; śpiewa się piosenki i dzieje się mnóstwo innych atrakcyjnych
rzeczy. Impreza odbywa się na dużym placu, na przykład głównym rynku, i przypomina
skalą nasze Orszaki Trzech Króli skrzyżowane z tłumnym festynem w długi weekend
majowy. Nie ma żadnego porównania z kameralnymi wizytami świętych Mikołajów w polskich
przedszkolach czy domach kultury.
Święty Mikołaj przypływający statkiem. Źródło: MarkDB/Wikimedia Commons |
Jednocześnie powitanie świętego Mikołaja jest w dzisiejszej Holandii najbardziej zapalnym tematem, wywołującym zaciekłe batalie prawne, zakazy władz, fake-newsy w mediach, obrażanie i zastraszanie, prowokacje, a nawet grożenie śmiercią — a także brutalne siłowe ataki lewicowych bojówek w stylu Antify oraz oddolne blokady dróg przez obywateli, usiłujących nie dopuścić tychże bojówek zamierzających rozbić legalną imprezę pełną rodzin z dziećmi, i surowo za to karanych przez państwowy wymiar sprawiedliwości, w odróżnieniu od członków wyżej wymienionych bojówek, zwanych neutralnie „aktywistami”. W publicznej logosferze istnieją wręcz dwie równoległe, całkowicie przeciwstawne narracje — jedna mówi o zabawie rodzin i dzieci, radości, słodyczach itp., a druga o zjazdach rasistów i supremacji białej rasy, która jest tak wielkim zagrożeniem, że dla jej zlikwidowania można i trzeba posługiwać się wszelkimi środkami, w tym bezprawnymi — ze względu na stan wyższej konieczności.
To nie jest kiepski żart, tylko fakty. Trzy miesiące temu
tzw. „lewicowy aktywista” Michael van Zeijl z „antyrasistowskiej grupy
protestu” Grauwe Eeuw (Szary Wiek) dostał symboliczne 300 euro kary za nawoływanie
w mediach społecznościowych do zamordowania aktora Stefana de Walle, który
odgrywał rok temu świętego Mikołaja w Dokkum. Jednak za sukces należy uznać
to, że proces w ogóle się odbył i nie skończyło się uniewinnieniem, bo do tej
pory przemocowe zachowania lewicowych ekstremistów w ogóle uchodziły
uwagi holenderskich organów bezpieczeństwa i porządku.
Natomiast w ubiegłym tygodniu niejaka Jenny Douwes, która
zorganizowała grupę obywateli mających bronić dzieci na zabawie mikołajowej przed
atakiem lewicowych bojówkarzy — mimo że natychmiast odstąpiła od działania na
żądanie policji! — otrzymała karę sześciu tygodni prac społecznych i miesiąca
więzienia w zawieszeniu. (Tej skali wyroki zapadają w Holandii z reguły wobec
naprawdę poważnych przestępstw). Ponad 30 kolejnych osób, które rok temu zablokowały
drogę do Dokkum, by nie dopuścić lewicowych bojówek do miejsca imprezy, dostało
krótsze kary prac społecznych. (Nieformalny hymn tej słynnej blokady, „Je komt hier niet voorbij”, czyli „Nie przejdziesz tędy”, jest wciąż dostępny na Youtube i ma już 150 tysięcy wyświetleń; zachęcam do obejrzenia także ze względu na zdjęcia).
Warto tutaj dodać, że grupa Grauwe Eeuw usiłuje również zakłócać państwowe uroczystości upamiętniania ofiar II wojny światowej w dniu 4 maja, protestuje przeciwko nazwom ulic upamiętniającym holenderskich bohaterów narodowych i wielu innym rzeczom, kojarząc najbardziej zdumiewające rzeczy z rasizmem i kolonializmem. A takich grup są w Holandii setki. Są niezbyt liczebne, ale „pompowane” przez media. Kiedy ich działania ewidentnie łamiące prawo, nawoływanie do przemocy i agresja na ulicach stały się tak jawne, że nie można ich było już dłużej przemilczać, holenderskie media zrezygnowały z jednoznacznie pochwalnego tonu w obszernych artykułach na ich temat. Ale i dziś „aktywiści” mogą liczyć na nagłaśnianie przez dziennikarzy każdej swej akcji. (Najnowszym celem ataku jest pewna firma sprzedająca przyprawy orientalne, gdyż ich opakowanie odwołuje się do dawnej Kompanii Wschodnioindyjskiej, przywożącej przez stulecia te przyprawy do Holandii). Prawdziwą zaś gwiazdą jest niejaka Sylvana Simmons, była prezenterka telewizyjna pochodzenia surinamskiego, obecnie radna Amsterdamu, posługująca się językiem ewidentnie rasistowskim wobec ludzi o białej skórze. Można liczyć na jej głośny protest w każdej sprawie o „rasizm”. Oczywiście również w sprawie powitania świętego Mikołaja.
Pani Alicia Suarez z Utrechtu, której zabroniono grać Czarnego Piotrusia, bo ma czarną skórę (źródło: Twitter) |
Nie zdążyłam jeszcze napisać, dlaczego holenderskie imprezy
mikołajowe są rasistowskie. Otóż według tradycji holenderskiej główną rolę w
orszaku Dobrego Świętego odgrywa jeden lub więcej Czarnych Piotrusiów (Zwarte
Piet) — mężczyzn lub kobiet w stroju XVI-wiecznego dworzanina,
ucharakteryzowanych na Murzynów. Ich obecność tłumaczy się tym, że święty
Mikołaj — ten prawdziwy, żyjący w IV wieku biskup Miry w dzisiejszej Turcji —
angażował się w wykup niewolników afrykańskich. U nas akcentuje się raczej
wrzucanie przez okno złota ubogim dziewczętom, by nie trafiły na ulicę — ale w
Holandii, mającej przeszłość morską i kolonialną, pamięta się o tym lepiej. I
holenderska legenda mówi, że jeden z takich ocalonych murzyńskich niewolników
postanowił pozostać ze swoim wybawcą i pomagać mu w pracy duszpasterskiej. A
dzisiaj, jak w wielu innych krajach o tradycji chrześcijańskiej, wsuwa się po
cichu przez komin, by podrzucić prezenty dzieciom.
Rasizm, nieprawdaż? Nie od dziś wiadomo, że dla grup
ekstremistycznych największymi wrogami są ci, którzy działają na rzecz
pojednania. Znamy to z historii Polski, a na gruncie holenderskim innym
przykładem jest misjonarz bł. Piotr Donders, walczący o lepszy los murzyńskich
niewolników i Indian w holenderskim Surinamie, którego pomnik w rodzinnym Tilburgu jest kolejnym
kamieniem obrazy dla „antyrasistowskich aktywistów” (pisałam o tym w tekście: Niechciany opiekun trędowatych i Murzynów). Więc Czarny Piotruś nie ma prawa być czarny,
do tego stopnia, że słynny stał się wypadek pewnej holenderskiej Murzynki, Alicii
Suarez z Utrechtu, która co roku grała Czarnego Piotrusia w jednej z dużych firm,
ale w ubiegłym roku politycznie poprawna dyrekcja jej tego zabroniła, bo pani
Alicja jest czarna z natury. I nie jest ona jedyną czarnoskórą osobą, którą to
spotkało.
Politycznie poprawny Bezglutenowy Piotruś w Heesch. Źródło: intochtheesch.nl |
Nie można też zapomnieć o środowiskach muzułmańskich, w
Holandii silnie obecnych w życiu publicznym i nadreprezentowanych we władzach
tak państwowych, jak samorządowych. Muzułmańska partia DENK (obecna w
parlamencie) oraz frakcje muzułmańskie w radach miast, takich jak Rotterdam,
wzywają do zakazania „rasowej karykatury” Czarnego Piotrusia ramię w ramię z
lewicą. I często wspólnie odnoszą sukces. Dlatego w wielu miejscowościach
Czarny Piotruś został zastąpiony nową postacią, już białą, tylko nieco zasmoloną. Nosi
ona nazwę „kominowego” (Schorsteen) czy też „sadzowego” (Roetveeg) Piotrusia, albo
jest samym „Piotrusiem” bez żadnego niebezpiecznego określenia, jak w
Amsterdamie. Istnieją też inne, politycznie poprawne mutacje, jak „Bezglutenowy
Piotruś” (Glutenvrije Piet) m.in. w Balkbrug, Heesch i kilkudziesięciu innych miejscach.
Ale paradoksalnie (choć może raczej właśnie logicznie) za
prawdziwym, tradycyjnym Czarnym Piotrusiem opowiada się dziś więcej Holendrów
niż kiedykolwiek w ostatnich latach. Pokazują to również sondaże. Walka lewicy
i muzułmanów z holenderską tradycją doprowadziła do jej nowego rozkwitu — i tym
razem już z lekko narodowym posmakiem. Więc teraz cała Holandia, a szczególnie
Zaanstad, w którym za tydzień 17 listopada ma się odbyć tegoroczne ogólnokrajowe
powitanie św. Mikołaja (burmistrz zgodził się na to po tym, jak odmówiło kilka
innych miast, zastraszonych zapowiedziami kontrdemonstracji i protestów, po
czym natychmiast spotkał się z lawiną „błota”), zbroi się i mobilizuje, jak
Warszawa przed Marszem Niepodległości. Gazety codziennie przynoszą wiadomości,
ile to setek policjantów i agentów ochrony będzie w tym roku strzegło bezpieczeństwa
na imprezie mikołajowej w Zaanstad i innych miastach. Lewicowi aktywiści z kolejnych
organizacji zapowiadają kontrdemonstracje i ataki. Samoorganizujące się grupy
obywateli zapowiadają blokowanie dróg do tych miejscowości wzorem Dokkumczyków.
„Lewicowi aktywiści” zaskarżyli do sądu burmistrza miasta Zaanstad i kilka
innych instytucji, żądając prewencyjnego zakazu zorganizowania powitania świętego Mikołaja. Wyrok ma zapaść we wtorek, na cztery dni przed imprezą. Poinformujemy
o nim.
Prawdziwie świąteczna, rodzinna, pełna otwartości i szacunku
dla każdego człowieka, strzegąca prawa do zgromadzeń i wolności słowa oraz przyjazna dzieciom atmosfera, czyż nie?
Źródła: dagelijksestandard.nl, telegraaf.nl, ad.nl i inne
Komentarze
Prześlij komentarz