Nad słynnym kościołem dominikanów w Rotterdamie zawisło widmo likwidacji

Miłośników zabytków sakralnych i piękna starej architektury wiadomość ta może nie poruszyć, ale jeżeli tak, to szkoda. Owszem, kościół św. Dominika w Rotterdamie, konsekrowany 14 maja 1960 r., jest typowym dla tamtej epoki betonowym pudełkiem, choć to akurat pudełko jest całkiem nieźle zaprojektowane. Już jednak sama data konsekracji czyni ten kościół zabytkiem, jest bowiem głęboko symboliczna: tego samego dnia dwadzieścia lat wcześniej, 14 maja 1940 r., bombowce „najbardziej kulturalnego narodu świata” obróciły znaczną część Rotterdamu w perzynę, zmieniając zabytkową starówkę łącznie ze starym kościołem dominikanów w stertę gruzów i grzebiąc pod nimi setki cywilów.

Mozaiki przy wejściu do kościoła Het Steiger autorstwa Theo Molsa, przedstawiające
św. Dominika i Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Fot. Wikimedia Commons/Wikifrits.

Nowy kościół, zwany często „Citykerk” lub „Het Steiger”, stał się jednym z emblematów miasta i jego sylwetka cieszy się popularnością wśród mieszkańców niezależnie od ich wiary czy niewiary. Został też uznany przez władze świeckie za zabytek rangi ogólnokrajowej. Obok niego postawiono obszerny klasztor i dominikanie przez kilka dekad prowadzili w mieście ożywione duszpasterstwo.

W 2014 r. liczący coraz mniej braci zakon zwrócił kościół diecezji rotterdamskiej i włączono go do parafii diecezjalnej. Dominikanie wciąż mogą jednak z niego korzystać, mieszkając w stojącym obok klasztorze, który pozostał ich własnością. Stał się nawet niejako symbolem odradzania się zakonu w Holandii po okresie długiego kryzysu, jako że to właśnie w klasztorze rotterdamskim władze prowincji umieściły grupę młodych braci, którzy wstąpili do zakonu w ostatnich latach (całą opowieść o nich zawiera tekst „Osiem jaskółek wiosny”). Większość z nich ma już za sobą śluby wieczyste i święcenia diakonatu lub prezbiteratu, i te podniosłe uroczystości miały miejsce właśnie w kościele Het Steiger. Więc chociaż serwisy dosłownie codziennie przynoszą informacje o zamknięciu i likwidacji kolejnych kościołów w Holandii, wiadomość o planowanej desakralizacji i sprzedaży Het Steiger była dla mnie jak grom z jasnego nieba.

Kościół należy obecnie do parafii św. Jana, która stanowi połączenie trzech wcześniej niezależnych parafii. W połowie lipca zarząd parafii poinformował w brutalnie prostych słowach, że pieniędzy w kasie starczy do końca przyszłego roku, a jeśli nie będzie konieczności żadnych robót utrzymaniowych, to do 2025. Ale wtedy nastąpi definitywny koniec. Co więcej, zarząd przewiduje, że same trzy wspólnoty parafialne, połączone w parafię św. Jana, przestaną funkcjonować w perspektywie pięciu, najdalej dziesięciu lat. Mówiąc wprost: wymrą.

Fasada kościoła Het Steiger.
Fot. Wikimedia Commons/Wikifrits
Jest to kolejne, n-te świadectwo pokazujące, że pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia przyniosły podstawom materialnym Kościoła holenderskiego katastrofę. Parafie i klasztory w Polsce pozostały po lockdownie z trudnościami finansowymi i długami, natomiast te w Holandii (gdzie jak to w liberalnym kraju lockdown był znacznie bardziej bezwzględny) bankrutują. Już wcześniej borykały się z brakiem wiernych i pieniędzy, i teraz nie mają żadnych rezerw.

Na sekularyzację i sprzedaż kościoła Het Steiger muszą wyrazić zgodę wyższe władze kościelne i procedura ta potrwa jakiś czas. Jeśli zatwierdzą tę decyzję, to utrata możliwości korzystania z tego kościoła będzie dla holenderskich dominikanów tym boleśniejsza, że niewiele wcześniej ogłoszono plany zamknięcia dwóch dominikańskich klasztorów na terenie Holandii – z ogólnej liczby czterech. Piękny, neogotycki klasztor w Zwolle został przekazany firmie HMO, powołanej przez władze prowincji Overijssel (której stolicą jest Zwolle) w celu restrukturyzowania terenów przemysłowych oraz cennych zabytków (Herstructurerings Maatschappij Overijssel). Będą w nim biura, mieszkania, przestrzenie do prowadzenia różnych pożytecznych projektów itd. Drugi duży klasztor dominikanów w Holandii, położony w Huissen, został z kolei przekazany specjalnie powołanej fundacji, która będzie w nim prowadzić samofinansującą się działalność zgodną z profilem zakonu, na przykład opiekę nad osobami potrzebującymi pomocy. W obu miejscach mieszka jeszcze po kilku starszych braci, którzy pełnią posługę duszpasterską w dominikańskich kościołach, i „będą oni mogli zostać dopóty, dopóki będą mogli i chcieli” (cytat ze strony dominikanów holenderskich), co należy czytać: dopóki nie umrą albo nie będą musieli się przenieść do domu opieki.

Jednak dla dominikanów jest jeszcze nadzieja: w ostatnich latach zaczęli znowu mieć powołania, i to rodzime. Staruszków będzie miał kto zastąpić. To ich wyróżnia spośród innych holenderskich zakonów, gdzie powołań nie ma lub są pojedyncze. Lepiej prosperują tylko te wspólnoty zakonne i parafie, gdzie dużą część braci lub sióstr (a w parafiach wiernych) stanowią cudzoziemcy. Pozostaje czekać, aż karta się odwróci – kiedyś musi.

AKTUALIZACJA:

Po opublikowaniu tego tekstu napisał do nas br. Augustinus Aerssens OP, jeden z dominikanów z klasztoru rotterdamskiego. Serdecznie dziękuję br. Augustinusowi za to obszerne wyjaśnienie i zgodnie z jego prośbą proszę Państwa o modlitwę za holenderskich dominikanów i cały tamtejszy Kościół. A oto wyjaśnienie br. Augustinusa:

Rozumiem, że dla wielu osób jest to zaskoczeniem, ale my wiedzieliśmy o tym już na długo wcześniej. Również na długo przed COVID-em. To nie miało nic wspólnego z lockdownem.

Kraj jest tak niesamowicie zsekularyzowany, że ludzie już od dziesięcioleci nie chodzą do kościoła. Ponieważ nie ma wsparcia rządowego dla kościołów (np. nie ma podatków takich jak w Niemczech), coraz mniej ludzi przychodzi do kościoła, a ludzie nie wpłacają już pieniędzy, oznacza to, że parafie nie mają pieniędzy. Jest to bardzo bolesne, ale patrząc realistycznie: jeśli nie ma już ludzi w tym konkretnym kościele i nie mają pieniędzy na utrzymanie budynku (tylko na renowację potrzeba by obecnie ponad 1,5 mln euro), to kto będzie w stanie utrzymać ten kościół otwarty?

Jest to faktycznie smutna, smutna historia wielu holenderskich kościołów. Jeśli chodzi o nas jako wspólnotę, to zobaczymy, co to dla nas oznacza. Nasz dom jest za mały. To wcale nie jest duży klasztor. Ponieważ nie mamy dużo miejsca, wynajmujemy powierzchnię w jednym z budynków parafialnych na nasze salki, bibliotekę i własne oratorium.

Nie korzystamy z kościoła, lecz korzystamy z naszego oratorium i realizujemy projekty w innych parafiach i kościołach. Tak więc, jeśli chodzi o apostolat, to będzie to miało na nas niewielki wpływ. Prawdą jest jednak, że wynajmujemy kościół od parafii, kiedy mamy wielkie uroczystości, takie jak śluby zakonne i święcenia.

Chociaż to smutne, jednak ufamy Duchowi Świętemu, który nas poprowadzi. Kościół nie zostanie zamknięty w tym roku, więc mamy czas na zajęcie się sprawą z wyprzedzeniem. Ponadto budynek klasztorny, w przeciwieństwie do kościoła, należy do zakonu dominikanów, więc możemy w pewnym sensie podjąć własną decyzję.

We wrześniu będziemy mieli śluby wieczyste i ponownie dwóch nowicjuszy rozpocznie nowicjat!

Confitemini domino quoniam bonus!

I proszę, módlcie się za nas! Niech Bóg błogosławi!

Źródła: dominicanen.nl, johannesparochie.nl, hmo.nl

Komentarze