Reformator gregoriański z niderlandzkich Kresów

Polska ma swoje Kresy, ukochane, mityczne i utracone, chociaż teraz chyba jakby w szybkim tempie nieoczekiwanie na powrót odzyskiwane w nowy, uwznioślony sposób (odwołuję się tu per analogiam do teologicznego pojęcia via eminentiae; mówiąc w skrócie: głębszy i oczyszczony z negatywnych aspektów), ale Polacy nie wiedzą, że swoje Kresy ma także etnos niderlandzki, podzielony obecnie na trzy niepodległe państwa (Holandia, Belgia i Luksemburg), lecz ponadto „poobgryzany” z obu stron przez silniejszych i mających imperialne skłonności sąsiadów. Ostatnio wspominałam o historycznych ziemiach niderlandzkiej Geldrii, wchodzących obecnie w skład Niemiec, dziś przenosimy się na drugą stronę, do znacznie większych powierzchniowo kawałków dawnych hrabstw Flandrii, Hainaut i innych ziem wchłoniętych w ostatnich wiekach przez Francję. Takim Putinkiem dawnych czasów był np. Król-Słońce Ludwik XIV (jak widać, równie skromny).

Państwo francuskie jest znacznie sprawniejsze w wynaradawianiu wchłoniętych terenów oraz eliminowaniu lokalnych języków od imperium rosyjskiego, więc o tym, że są to dawne tereny niderlandzkie, przypominają dziś głównie niefrancuskie nazwy starych miejscowości oraz – na części tego obszaru – nietypowo wysoki odsetek głosów na Front Narodowy (obecnie Zjednoczenie Narodowe) Marine Le Pen. Zanim jednak przejdziemy do bohatera dzisiejszego tekstu, zarekomenduję najpierw Państwu opowieść o innej słynnej i zasłużonej postaci pochodzącej z tych obszarów, średniowiecznego podróżnika, który przewędrował całą Azję i zostawił po sobie bezcenną relację z tej podróży („Flamandzki misjonarz na dworze mongolskiego chana”).

Ale revenons à nos moutons (skoro jesteśmy we Francji).

Święty Jan z Warneton, figura w kościele św. Marcina.
w Thérouanne. Fot. Wikimedia Commons/Havang(nl)
Święty Jan z Warneton był biskupem dawnej diecezji Thérouanne. Jej losem zajmiemy się później, w każdym razie w czasach Jana miasto to istniało i miało się świetnie. Urodził się w 1065 r., kiedy po okresie strasznego upadku i zdemoralizowania Kościoła łacińskiego, jeszcze gorszego niż w XVI wieku i obecnie, rodziły się właśnie siły odnowy.

(Dodajmy, że Warneton, po flamandzku Waasten, istnieje do dziś i jest podzielone między dwa państwa jak Cieszyn, Frankfurt/Słubice czy Görlitz/Zgorzelec; w tym wypadku granica francusko-belgijska biegnie rzeką Lys).

Jan z Warneton uczył się u Lamberta z Utrechtu i słynnego Iwona z Chartres, świętego reformatora i uczonego. Poszukując surowszego trybu życia, niż u zwykłego kleru diecezjalnego, wstąpił do kanoników regularnych na Mont-Saint-Éloi koło miasta Arras (po niderlandzku Atrecht), świeżo zreformowanych według reguły św. Augustyna. Szybko zaczął współpracować z biskupem tego miasta, Lambertem de Guînes i w 1095 r. pojechał z nim na synod w Clermont. Synod ten jest powszechnie znany z powodu ogłoszenia pierwszej wyprawy krzyżowej, ale jego znacznie bardziej godnym uwiecznienia efektem było uruchomienie z kopyta reform gregoriańskich (od papieża Grzegorza VII, energicznie zwalczającego symonię, nepotyzm i inne drastyczne objawy straszliwej demoralizacji duchowieństwa i zakonów).

W 1099 r., po przyjęciu święceń kapłańskich (czyli prezbiteratu, wcześniej miał tzw. święcenia niższe i to wówczas wystarczało do pełnienia w Kościele wielu różnych zadań), został wyświęcony na biskupa miasta Thérouanne (po niderlandzku Terwaan, w połowie drogi między Arras a Calais). Wówczas Kościół był jeszcze zarządzany znacznie bardziej demokratycznie, a właściwie soborowo, niż dzisiaj, i na urząd ten wybrali go lokalni opaci i duchowni, a papież Urban II ich wybór zatwierdził. I do końca życia – zmarł 27 stycznia 1130 r. w Thérouanne – zajmował się intensywnym wdrażaniem reform gregoriańskich.

Kiedy obejmował swoją diecezję, była zrujnowana symonią kleru i po prostu pogrążona w anarchii wskutek wtrącania się świeckich panów w sprawy personalne i dyscyplinarne Kościoła, ale w ciągu trzydziestu lat wytężonej pracy zupełnie odmienił jej oblicze. Pomogły mu w tym duże, nazwalibyśmy to dzisiaj, zdolności interpersonalne i dyplomatyczne, polegające na tkaniu sieci wsparcia ze strony licznych świeckich i duchownych VIP-ów tamtych czasów.

Na przykład zreformowanie opactwa Saint-Wulmer de Samer powierzył samemu świętemu Hugonowi, opatowi Cluny. Kolejnym VIP-em w najwyższej półki, z którym utrzymywał kontakt, był słynny filozof i teolog, Doktor Kościoła, święty Anzelm z Canterbury. Bo śmierci Urbana II wspierał papieża Paschalisa II i korzystał z jego wsparcia i zaufania, wykonując też dla niego pewne „misje specjalne”. Ze źródeł wynika, że musiało nie brakować mu odwagi; w tamtych czasach niewygodnych ludzi wsadzających nosa, gdzie nie trzeba, karano metodami przysługującymi dzisiaj raczej kołom polityczno-mafijnym. Obejmowały one okaleczenia lub jeszcze gorszą mokrą robotę. Czynili to zarówno panowie świeccy, jak i duchowni. Prawdopodobnie przynajmniej raz dokonano na niego zamachu i jego ujście z życiem uznano za sprawiony przez niego cud.

W ciągu ponad trzydziestu lat posługi święty biskup Jan zreformował bardzo wiele opactw, kapituł i pojedynczych kościołów na terenie swojej diecezji, obejmującej dzisiejsze tereny Francji i Belgii. Działał cierpliwie, acz bardzo stanowczo. Kolejne opactwa i kościoły sam ufundował. Dzięki naprawieniu ryby od głowy udało mu się też podnieść poziom moralny i pobożność zwyczajnych wiernych świeckich.

Dawne granice hrabstw Flandrii i Hainaut. Źródło: Wikipedia
W osiągnięciu tych wszystkich sukcesów na pewno pomógł mu w tym fakt, że biegle posługiwał się trzema głównymi językami używanymi na tych skomplikowanych etnicznie terenach: łaciną, romańskim (chodzi o jakąś odmianę langue d’oïl, przodka dzisiejszego francuskiego) oraz thois (po francusku), czyli platdiets (po holendersku, niemiecku itp.), czyli którymś z dialektów dolnogermańskich, przodków dzisiejszego holenderskiego. Dla jego współczesnych musiało to być czymś wartym szczególnego podkreślenia, bo fakt ten został specjalnie zanotowany przez jednego z nich, błogosławionego Szymona z Saint-Bertin.

Na koniec jeszcze zdanie na temat Thérouanne, jego stolicy biskupiej, słynącej niegdyś ze wspaniałej katedry, w pewnym momencie największej we Francji. Nie pozostał z niej dziś kamień na kamieniu. Naprawdę, w odróżnieniu od Warszawy 1944 r., Jerozolimy 70 r. i tylu innych miast, o których ludzkość miała zapomnieć. Bardzo „katolicki” cesarz z bardzo „katolickiej” dynastii Habsburgów, oficjalnych obrońców religii katolickiej, Karol V, w 1553 r. kazał ją zmieść całkowicie z powierzchni ziemi, żeby ukarać „Francuzów” za atak na Metz. Teren po mieście miano podobno zaorać lub posypać solą. Siedzibę diecezji musiano przenieść do Saint-Omer, a później wchłonęła ją diecezja Arras. Dzisiaj na tym miejscu są wykopaliska archeologiczne, jak w jakiejś Turcji czy Afryce, a nazwę Thérouanne nosi niewielka wioseczka, założona po tej katastrofie obok ruin dawnej biskupiej stolicy.

Mimo to kult świętego Jana z Warneton nigdy nie zanikł. Obchodzony był i jest w Warneton i innych miejscowościach diecezji brugijskiej, a także w diecezjach Arras i Lille. Są to zarówno obchody kościelne, jak procesja czy wspomnienie liturgiczne, jak i ludowe – festiwal folklorystyczny. Ale najbardziej podoba mi się informacja, że z okazji osiemsetlecia świętego Jana, 27 czerwca 1875 r., w uroczystej procesji w Warneton wzięło udział trzydzieści parafii z diecezji brugijskiej, Cambrai i Arras. Z czego pięć tysięcy ludzi przyjechało koleją żelazną!

Kościół wspomina go dzisiaj, w rocznicę śmierci, 27 stycznia. Formalnej kanonizacji procesowej nie było, w tamtych wolnych od „dyktatury prawników” czasach wystarczało bowiem uznanie delikwenta za świętego przez vox populi, potwierdzone przez nieprzerwany wielowiekowy kult.

Źródła: Wikipedia, shcwr.net, heiligen.net

Komentarze