Nowy znak czasów: Holendrzy odkręcają znak czasów sprzed półwiecza

Kiedy w grudniu 1950 roku Everardus Witte, długoletni furtian klasztoru franciszkanów w brabanckim miasteczku Megen, zwany powszechnie Heilig Bruurke van Megen – „świętym braciszkiem z Megen” – albo het levend gebed (żywą modlitwą), wydawał ostatnie tchnienie, na tych południowych, katolickich obszarach Holandii kwitł stan, który do dziś określa się oficjalnie używaną nazwą Rijke Roomse Leven – „bogatym rzymskim życiem”. Nazwa ta doskonale podsumowywała kondycję religijną tego regionu. Ludzie masowo uczęszczali na Msze święte i nabożeństwa, kultywowali katolickie zwyczaje i obrzędy ludowe, chodzili do katolickich szkół i leczyli się w katolickich placówkach opieki zdrowotnej i społecznej. Działały najróżniejsze organizacje katolickie realizujące potrzeby i zainteresowania w każdym wymiarze życia, budowano i wyposażano wciąż nowe kościoły i kaplice, liczne klasztory pękały w szwach, a świat został zalany misjonarzami pochodzącymi z tego niewielkiego w sumie terytorium. Ten katolicki „raj” opisałam kiedyś w tekście „Umarły świat holenderskiego katolicyzmu na starej fotografii”. Warto do niego zajrzeć, bo podaje informacje o dokumentującym ten barwny świat portalu internetowym Brabanckiego Centrum Informacji Historycznej (BHIC).

Brat Everard Witte. Źródło: minderbroedersfranciscanen.net
Oddolny kult „świętego braciszka z Megen” zaczął się szerzyć od razu po jego śmierci, tak że już cztery lata później przy klasztorze wzniesiono kaplicę, w której w eleganckim grobowcu złożono jego ciało. Ruszył także proces beatyfikacyjny i materiałów zaczęło prędko przybywać, ponieważ ludzie z bliższych i dalszych obszarów przybywali, by prosić go o wstawiennictwo, i chętnie składali świadectwa o otrzymanej pomocy. Szybko powstał zwyczaj nakazujący włożyć karteczkę z prośbą do rękawa figury Everarda w jego kaplicy. Zapalano mu też świece i przynoszono kwiaty.

Heilig Bruurke bardzo by się zdziwił, gdyby mu na łożu śmierci powiedziano, iż nie minie dwadzieścia lat, a Rijke Roomse Leven stanie się martwym hasłem w kartotekach archiwistów.

Na razie jednak prace nad beatyfikacją Bruurke się wartko toczyły i pęczniały pudełka ze świadectwami wiernych. Ale do czasu. W 1971 roku prowincjał holenderskich franciszkanów wysłał do Rzymu oficjalny list z zawiadomieniem, że współbracia „świętego braciszka” zdecydowali się formalnie wstrzymać jego proces beatyfikacyjny. Jako powód podano – uwaga – znak czasów. Zdaniem synów świętego Franciszka coś takiego jak beatyfikacja było już „nie na czasie”. „Większość zaangażowanych franciszkanów nie miała już motywacji do wspierania tego procesu… Zmieniły się czasy i podejście do wiary” – wyjaśnił tamtą decyzję w rozmowie z gazetą „Katholiek Nieuwsblad” żyjący współcześnie holenderski franciszkanin Ben van Bronkhorst. Dla „Nederlands Dagblad” van Bronkhorst wypowiedział się bardziej konkretnie: „W tym czasie nastąpił poważny kryzys w życiu wiary w Kościele rzymskokatolickim w Holandii. Co my zrobimy z tą kanonizacją, myśleli zapewne franciszkanie”.

Chociaż Rzym i lokalne władze diecezjalne były rozczarowane decyzją franciszkanów, istotnie trzeba przyznać, że nużące popychanie drobiazgowych procedur procesu beatyfikacyjnego pasowało na przełomie lat 60. i 70. do Kościoła holenderskiego jak kwiatek do kożucha. Z ambon, łam prasy katolickiej oraz stronic nowych katechizmów wypływały radykalne herezje, eksperymenty liturgiczne wyganiały wiernych z kościołów, księża i zakonnicy masowo porzucali kapłaństwo i życie zakonne, a katolickim postępowcom świeckim i duchownym postępu wciąż było za mało, za wolno i za nieśmiało.

Ważny szczegół: franciszkanie proces wstrzymali, a nie zamknęli, dzięki czemu pozostawili furtkę umożliwiającą przyszłym pokoleniom wznowienie go, gdyby czasy znowu się zmieniły.

Grobowiec brata Everarda. Źródło: Wikimedia Commons/Dqfn13

Po upływie pięćdziesięciu lat i dwóch pokoleń czasy faktycznie zaczęły się zmieniać. I w ostatni wtorek, 20 czerwca, w stolicy diecezji ’s-Hertogenbosch (Den Bosch), w obecności biskupa ordynariusza Gerarda de Korte oraz prowincjała franciszkanów Theo van Adrichema zebrała się grupa świeckich i duchownych specjalistów: teologów, historyków, prawników itd., by na nowo uruchomić procedury beatyfikacyjne. Zacytowany wyżej ojciec Ben van Bronkhorst jest wicepostulatorem, czyli de facto spiritus movens, ponieważ główny postulator, franciszkanin Giovangiuseppe Califano, mieszka w Rzymie. „Przebyliśmy długą drogę, żeby tu dotrzeć – powiedział gazecie „Katholiek Nieuwsblad” ojciec Theo van Adrichem. – Chcemy oddać bratu Everardowi uznanie, na jakie zasługuje jako ludowy święty. Ten prosty brat znaczył bardzo wiele dla bardzo wielu ludzi”.

Zadaniem komisji będzie zweryfikowanie dokumentacji zebranej w latach 1954-1971 oraz zgromadzenie nowej, od roku 1971 – w tym przesłuchanie świadków. Konieczny będzie też cud za wstawiennictwem Sługi Bożego. Jeszcze żyją nieliczni ludzie, którzy znali brata Everarda osobiście, w tym członkowie jego rodziny. Nigdy też nie wygasł jego oddolny kult – mimo głębokiej laicyzacji społeczeństwa holenderskiego rękawy „Świętego Braciszka” w Megen wciąż są pełne karteczek.

Wiadomość o wznowieniu procesu beatyfikacyjnego Heilig Bruurke wywołała wśród jego czcicieli entuzjazm. Dla „Katholiek Nieuwsblad” wypowiedziała się m.in. Truus Tiellemans-Hermans, która jako dziecko nosiła w czasie wojny mleko do klasztoru i oddawała je bratu Everardowi, który był furtianem. Inna rozmówczyni, Zus van den Heuvel, jest młodsza i nie znała go osobiście, ale zaczęła prosić go o zdrowie, kiedy w latach 80. usłyszała w radiu rozmowę z kobietą, która przypisywała mu uzdrowienie jej z raka. Sama też jest przekonana, że Bruurke w cudowny sposób uzdrowił ją z raka żołądka – lekarze stwierdzili, że guz nagle zniknął. Później zaś pomyślnie przeszła dzięki niemu operację serca. Więc Zus i jej mąż Adriaan od kilkudziesięciu lat codziennie się do niego modlą, a w ich mieszkaniu stoi mały ołtarzyk z jego zdjęciem, przed którym przez cały dzień pali się świeczka.

Kim był brat Everardus Witte? Urodził się jako Jan Witte 25 lipca 1868 roku w Hoorn, w dobrze sytuowanej i bardzo pobożnej rodzinie katolickiej. Dorastał w Alkmaarze, gdzie jego ojciec prowadził browar, był członkiem rady miasta oraz założył bank żywności dla potrzebujących. Jan pragnął zostać kapłanem, ale nie zdołał przebrnąć przez seminarium. Natomiast w 1891 roku wstąpił do franciszkanów jako brat zakonny. Mieszkał w Megen przez prawie pięćdziesiąt lat. W klasztorze wykonywał prace malarskie – malował zarówno ściany pomieszczeń, jak i święte obrazy (przed wstąpieniem do klasztoru uczył się malarstwa), a przede wszystkim pracował jako furtian i stąd zrodziła się jego popularność. Według wspomnień znających go ludzi mówił bardzo mało, nieustannie się modlił, ale z wielką cierpliwością i, jakbyśmy to dziś powiedzieli, inteligencją emocjonalną wysłuchiwał każdego, kto go prosił o rozmowę i słowo pociechy. Zmarł w opinii świętości 22 grudnia 1950 roku.

„Katholiek Nieuwsblad” we współpracy z franciszkańską fundacją propagującą pamięć brata Everarda Witte (Stichting Everardus Wittefonds) prosi o informacje o osobach, które znały osobiście Sługę Bożego, jak również o wszelkie relacje na jego temat. Można je wysyłać na adres: redactie@kn.nl. Zostaną przekazane osobom prowadzącym proces beatyfikacyjny. Mogę podpowiedzieć, że oprócz uzdrowień, za „specjalizację” wstawienniczą brata Everarda uważa się pomoc w znalezieniu mieszkania. Na portalu YouTube można obejrzeć krótki filmik ukazujący postać Heilig Bruurke

Źródła: kn.nl, nd.nl, bhic.nl, bisdomdenbosch.nl

Komentarze