Jezuici podmieniają męczennika

Trzy lata temu, w kwietniu 2019 r., opublikowałam tekst pt. „Kto zabił ojca van der Lugta” poświęcony postaci zamordowanego pięć lat wcześniej przez nieznanych sprawców, najprawdopodobniej fundamentalistów muzułmańskich, holenderskiego jezuity Fransa van der Lugta. Proszę zajrzeć do tego tekstu, bo wyziera z niego postać naprawdę chrześcijańska i pełna miłosierdzia. Podczas wojny domowej w Syrii ojciec van der Lugt jako jedyny europejski misjonarz nie opuścił oblężonego miasta Homs, przez długi czas będącego na linii frontu, i pomagał, jak mógł, głodującym i pozbawionym leków mieszkańcom niezależnie od ich wyznania. W styczniu 2014 r. jego prawdziwy „Raport z oblężonego miasta” – nagrany na wideo dramatyczny apel do społeczności międzynarodowej o pomoc żywnościową dla umierającego Homsu – poruszył opinię publiczną, wskutek czego zachodnie rządy zaczęły odkrywać, że być może powinny jednak coś zrobić w celu zakończenia wojny w Syrii oprócz wysyłania tam broni. Po jego śmierci piękne słowa poświęcił mu podczas audiencji generalnej w Rzymie współbrat jezuita – papież Franciszek, a pięć lat później rozpoczęto przygotowania do procesu beatyfikacyjnego, który według wyznaczonego postulatora, księdza Pascuala Cebollady, miał się zakończyć w ciągu trzech czy czterech lat.

Ojciec Nico Kluiters w Libanie. Fot. FB/Father Nicolas Kluiters' Family عائلة الاب نيكولا كلويترز

Proces nie został jednak wcale wszczęty, a co więcej, wszczęty nie zostanie. Do decydentów dotarła bowiem informacja, że na kilka lat przed śmiercią ojciec van der Lugt, od 1964 r. (oprócz przerw na studia) przebywający na Bliskim Wschodzie, w rozmowie z gośćmi przybyłymi z Europy stwierdził, iż jego zdaniem kwestii nadużyć seksualnych w Kościele zachodnioeuropejskim poświęca się zbyt dużo uwagi, a nawet wyraził wątpliwość co do skali poniesionych szkód i wiarygodności zeznań ofiar.

Być może ojciec Frans rzeczywiście nie był dobrze poinformowany – przypomnijmy, że raport tzw. komisji Deetmana, która przeprowadziła dochodzenie w sprawie nadużyć seksualnych w Kościele holenderskim, został ogłoszony dopiero w grudniu 2011 r., jakieś dwa lata po tej rozmowie (jego podsumowanie podaję w tekstach „Kto, kogo i kiedy wykorzystywał seksualnie w Kościele – raporty z Belgii i Holandii mówią, jak jest” oraz „Minęło dziesięć lat od raportu komisji Deetmana, dokumentującego nadużycia seksualne w Kościele holenderskim”) – albo też próbował (nie on jedyny) w taki naiwny sposób bronić wizerunku Kościoła, jednak nie mogę powstrzymać się od smutnego uśmiechu, widząc, jak nagle i diametralnie zmieniła się narracja na jego temat z powodu ujawnienia informacji o tej pechowej rozmowie. Te same media katolickie, które trzy lata wcześniej rozpisywały się nad niezwykłym poświęceniem ojca van der Lugta podczas wojny oraz jego ogromnymi zasługami dla pojednania chrześcijańsko-muzułmańskiego i podniesienia poziomu życia miejscowej ludności, teraz zaczęły bagatelizować jego postać i dokonania oraz podważać męczeński charakter jego śmierci, która nagle okazała się spowodowana przyczynami politycznymi, a nie prawdziwym męczeństwem. Nie zapomniano też dodać, że propozycja beatyfikacji nie wywołała entuzjazmu chrześcijan syryjskich, gdyż u nich podczas wojny zginęły tysiące, a tymczasem beatyfikować chciano cudzoziemca.

Fot. FB/Father Nicolas Kluiters' Family عائلة الاب
نيكولا كلويترز
Porównanie tych tekstów z 2019 i 2022 r. byłoby dobrym materiałem na ćwiczenia z oceny wiarygodności źródeł dla studentów dziennikarstwa i historii. Paradoksalnie tylko świecki tabloid „Algemeen Dagblad” postarał się przedstawić postać ojca Fransa obiektywnie; napisał o rezygnacji z procesu beatyfikacyjnego i jej przyczynie, ale równocześnie poinformował o wielkiej czci, jaką otaczają jego pamięć uchodźcy syryjscy w Holandii, oraz o tym, że po jego śmierci wyszło na jaw, iż w brawurowy sposób uratował dwie dziewczynki porwane przez ojca Syryjczyka, kryjąc je wraz z matką w klasztorze, a następnie osobiście przeprowadzając przez góry do granicy libańskiej.

Równolegle do porzucenia starań o beatyfikację ojca van der Lugta ogłoszono informację o nowym kandydacie do procesu beatyfikacyjnego. Ten pracujący na Bliskim Wschodzie jezuita zginął z rąk islamistów trzydzieści lat wcześniej niż ojciec Frans, podczas wojny domowej w Libanie. Nazywał się Nicolaas (Nico) Kluiters. Urodził się w 1940 r. w Delft i początkowo kształcił się w kierunku artystycznym. W 1965 r. wstąpił do jezuitów i po roku nowicjatu został wysłany do Libanu. Został tam już do śmierci, nie licząc pobytów w Europie poświęconych kończeniu studiów. On także z ogromnym poświęceniem pracował na rzecz poprawy losu miejscowej ludności bez oglądania się na wyznanie. Wyświęcony na kapłana w 1973 r., został proboszczem w niewielkiej miejscowości Barqa położonej w Dolinie Bekaa. Opiekował się nielicznymi chrześcijanami rozproszonymi na znacznym obszarze pośród większości szyickiej. Byli to w większości biedni pasterze, przeważnie maronici lub chrześcijanie obrządku greckiego. Ludność była podzielona na skonfliktowane klany i religie, ale Kluitersowi udało się ją namówić do wspólnej budowy szkoły, przychodni i innych udogodnień życiowych ponad tymi podziałami. Pozwoliło to wprowadzić bardziej pokojowe stosunki. Jednak w 1975 r. w Libanie wybuchła wojna domowa i od tego momentu sytuacja jedynie się pogarszała. Nie chodziło już tylko o prozaiczne trudności życiowe, lecz o groźbę śmierci. Muzułmanie regularnie porywali i mordowali chrześcijan oraz ostrzeliwali ich miejscowości. W 1982 r. ojciec Nico Kluiters zaczął się zastanawiać, czy jednak nie wyjechać, ponieważ chrześcijańscy duchowni byli szczególnie zagrożeni. Porwano między innymi biskupa i kilku księży. Zdecydował się jednak pozostać, mimo że miał świadomość, co to może oznaczać. 14 marca 1985 r. został porwany przez muzułmańską bandę, a 1 kwietnia tego samego roku na dnie głębokiej rozpadliny znaleziono jego zmasakrowane ciało, świadczące o tym, że przed śmiercią był torturowany. Opis stanu zwłok może się kojarzyć z księdzem Popiełuszką. Lekarz, który robił sekcję, powiedział później, że przez dziesięć lat wojny nie widział tak zmasakrowanego ciała.

Ojciec Nico Kluiters z katechistą Ghassibé Keyrouzem,
który również poniósł męczeńską śmierć.
Fot. FB/Father Nicolas Kluiters' Family
عائلة الاب نيكولا كلويترز
W sobotę 22 stycznia br. rzymskokatolicki biskup Bejrutu, ojciec César Essaya, franciszkanin, oficjalnie otworzył proces beatyfikacyjny ojca Nico Kluitersa. Można oczekiwać, iż nie zajmie on długiego czasu, ponieważ fakt, że ojciec Kluiters został zamordowany in odium fidei – z nienawiści do wiary – jest dobrze udowodniony. Ponadto od chwili śmierci, czyli od prawie czterdziestu lat, cieszy się również nieprzerwanym kultem wśród ludności, której niegdyś posługiwał.

Na koniec tego tekstu może warto dodać mały komentarz. Na pierwszy rzut oka taka „podmiana” męczennika do beatyfikacji może się wydawać nieco zabawna. Kryje się za nią jednak zupełnie niezabawna prawda. Do oficjalnego wyniesienia na ołtarze Kościół wybiera bardzo nieliczne osoby, które odznaczyły się szczególnymi cnotami chrześcijańskimi, i dobrze, że drobiazgowo sprawdza ich życiorysy. Ale błyskawiczne zastąpienie kandydatury ojca Fransa van der Lugta kandydaturą ojca Nico Kluitersa nolens volens świadczy o jednym: że męczenników chrześcijańskich są całe zastępy. Tylko bardzo nieliczni z nich zostaną przedstawieni do oficjalnego kultu, o pewnej części przynajmniej się dowiemy, ale ogromna większość pozostanie anonimowa. Jednak oni także są świętymi w niebie, choć żaden dostojnik kościelny tego oficjalnie nie ogłosił, i wstawiają się za nami. Mamy miliony orędowników.

Źródła: kn.nl, kro-nrcv.nl, nd.nl, jezuieten.org, ad.nl, heiligen.net

Komentarze