W Lejdzie upamiętniono księdza zamordowanego przez holenderskich bohaterów narodowych

Trwająca osiemdziesiąt lat wojna z hiszpańskimi Habsburgami o niepodległość Holandii (1568-1648) była jednocześnie wojną domową i religijną. Bojownicy protestanccy, walczący o niepodległość (tzw. gezowie), zniszczyli niezliczone dzieła sztuki religijnej najwyższej klasy oraz okrutnie wymordowali znaczną liczbę swoich rodaków, którzy nie chcieli porzucić swojej katolickiej wiary. Najgorszy los czekał duchownych. Wiele z tych zbrodni popełnili ludzie czczeni w Holandii jako bohaterzy narodowi i ojcowie niepodległości. Tym większy szacunek budzi fakt, że w ostatnich latach zaczęto jawnie mówić o tych zbrodniach i upamiętniać ich ofiary.

Od 27 września br. w miejskim muzeum sztuk pięknych i historii De Lakenhal w Lejdzie czynna jest wystawa poświęcona jednej z takich ofiar, słynnemu humaniście Cornelisowi Musiusowi, którego przed torturami i brutalną śmiercią z rąk jednego z dowódców protestanckiego powstania, Willema van der Marcka Lumeya, nie uratował nawet zaawansowany wiek.

Portret Cornelisa Musiusa w otoczeniu scen jego męczeństwa; autorzy: Jan van de Velde
i Jakub Matem. Źródło: zbiory online Biblioteki Uniwersyteckiej w Lejdzie,
na warunkach Creative Commons CC BY License.

Lumey miał już na rękach krew dziewiętnastu męczenników z Gorkum, zamordowanych w lipcu 1572 r. (więcej o nich można przeczytać w tekstach: „Mnóstwo propozycji z okazji okrągłej 450. rocznicy śmierci męczenników z Gorkum”, „Męczennicy z Gorinchem (Gorkum)” oraz „Relikwiarz męczenników z Gorkum powrócił do narodowego sanktuarium w Brielle”). Kilka miesięcy później, 10 grudnia 1572 r. okrutnie zamordował bezbronnego, siedemdziesięciodwuletniego starca, jakim był ksiądz Musius. W tym roku przypada 450. rocznica tych smutnych wydarzeń.

Ksiądz Cornelis Musius był uczonym, poetą tworzącym w języku łacińskim oraz uznanym humanistą; przyjaźnił się ze sławnym Erazmem z Rotterdamu. Mieszkał w Delft i był ostatnim rektorem kościoła klasztoru świętej Agaty, znanego dziś turystom z całego świata pod nazwą Prinsenhof, bo właśnie ten budynek, po wyrzuceniu zakonnic, wybrał sobie na siedzibę dowódca powstania przeciwko Habsburgom i pierwszy przywódca niepodległej Holandii Wilhelm Orański.

Ks. Cornelis Musius, portret (anonimowy) prezentowany
w muzeum Prinsenhof w Delft. Fot. © DK
Cornelis Musius nie uciekł, jak wielu innych duchownych. Łudził się, że będzie bezpieczny, ponieważ był szanowanym intelektualistą, a ponadto miał list żelazny wystawiony przez samego Wilhelma Orańskiego. Jednak 9 grudnia zdecydował się w tajemnicy uciec w Delft, być może – nie jest to pewne – żeby ukryć skarby kościelne. Został pochwycony przez milicję powstańców i dostarczony do kwatery Lumeya w Lejdzie. Lumey zignorował list swojego szefa, Wilhelma Orańskiego. Musius był przez wiele godzin torturowany, a w końcu został powieszony w nocy z 10 na 11 grudnia. Bardzo szybko katolicy otoczyli go kultem jako męczennika, choć w odróżnieniu od męczenników z Gorkum nie został nigdy oficjalnie kanonizowany (podobnie jak męczennicy z Roermond i Alkmaaru czy inni, o których dziś się już nie pamięta).

W opisie wystawy w muzeum De Lakenhal w Lejdzie czytamy: „Kiedy myślimy o Leidens Ontzet [chodzi o uwolnienie Lejdy spod oblężenia hiszpańskiego], myślimy o zwycięzcach. W końcu przeszli do historii. Znacznie mniej wiemy o zbrodniach wojennych, w tym o zabójstwie Cornelisa Musiusa… Przestępstwo, które pokazuje, że oba obozy były zdolne do haniebnych czynów”.

Wystawa będzie czynna do 8 stycznia, a 10 grudnia w rocznicę śmierci księdza Cornelisa Musiusa będzie można oprócz zwiedzania wysłuchać wykładu historyk Judith Pollmann o tym morderstwie oraz o jego wpływie na historię Holandii. Warto dodać, że wystawa mieści się w wystroju wnętrza dawnego schuilkerk (tajnego kościoła katolików z epoki prześladowań) z ulicy Hooigracht w Lejdzie, który został sprowadzony do muzeum De Lakenhal w 1926 r.

Źródła: lakenhal.nl, singelpark.nl, Wikipedia

Komentarze