Walka o kościół – case study

Uprzedzam od razu, że tym razem będzie o luteranach, więc jeśli ktoś z Państwa uważa, że powinnam pisać jedynie o katolikach, a wszystko, co niekatolickie, jest złe i powinno przestać istnieć (czasami pod wpisami na blogu pojawiają się takie komentarze), to może skończyć lekturę w tym miejscu. Jestem z wykształcenia historykiem, a nie tylko teologiem, więc dla mnie każde dziedzictwo kulturowe jest warte pamięci; ponadto moja babka i jej przodkowie byli luteranami, a jedna praprababka nawet kalwinką. Ale nie chodzi tylko o koneksje rodzinne; po prostu uważam, że w obecnej sytuacji chrześcijaństwa, atakowanego z zewnątrz przez agresywny ateistyczny liberalizm i islam, a od wewnątrz rozkładanego przez środowiska „postępowe” czy też „otwarte”, usiłujące narzucić wiarę, liturgię, moralność i praktykę kościelną zreformowaną w duchu marksizmu i gender, chrześcijanie różnych wyznań, którym zależy na wierności Chrystusowi, powinni, mimo wszelkich różnic, zacieśnić współpracę, kiedy służy to dobrym celom.

Tekst będzie o jednym malutkim kościółku z Nijmegen, ale jego losy są bardzo typowe dla tego, co dzieje się teraz w Holandii z budowlami sakralnymi, niezależnie od denominacji.


W maju 2021 roku w gazetach lokalnych i niektórych krajowych ukazały się artykuły o akcji, którą w obronie swojego kościoła przeprowadzili wierni z luterańskiego kościółka przy ul. Prins Hendrikstraat 79. Władze gminy luterańskiej, która była jego właścicielem, postanowiły go sprzedać pewnemu biznesmenowi. Człowiek ten miał otrzymać prawo do wszelkich decyzji o przebudowie i sposobie wykorzystania kościoła z tym tylko zastrzeżeniem, że jeszcze przez dziesięć lat wierni będą mogli odbywać w nim nabożeństwa w niedzielę rano (jest to częste ustalenie w takich sytuacjach, mające zmiękczyć opór wiernych, z reguły będących w wieku nie pozwalającym przeżyć więcej niż dziesięć lat). Wierni założyli fundację i zebrali sto tysięcy euro na wykup, ale ich oferta została odrzucona, bo biznesmen zaoferował dwieście.

Jak już pisałam, był to typowy rozwój wydarzeń, ale tym razem wierni zrobili coś zupełnie nietypowego: 27 maja 2021 roku w samo południe zorganizowali publiczną akcję, podczas której na wzór swojego założyciela Marcina Lutra przybili na drzwiach kościoła osiem tez z żądaniem jego ocalenia; a ponieważ zadbali o zainteresowanie dziennikarzy i fotoreporterów, los kościółka przy Prins Hendrikstraat 79 stał się głośny. Lokalne świeckie media odniosły się do protestu z sympatią; dziennikarze nie omieszkali zaznaczyć, że członkowie rady kościelnej, którzy zdecydowali o sprzedaży, pochodzili z innych miast południowej Holandii i zamierzali zasilić pieniędzmi ze sprzedaży własne kościoły, a jedynego członka rady reprezentującego wiernych z Nijmegen, który sprzeciwiał się tej transakcji, wykluczyli z procesu decyzyjnego.

Po akcji z przybiciem tez (a właściwie ich przyklejeniem, by nie niszczyć zabytkowych drzwi) konflikt między władzami kościelnymi a wiernymi uległ eskalacji; jak relacjonowały lokalne media w kolejnych dniach, władze oskarżyły wiernych o „działalność wywrotową” i zabroniły im wstępu do kościoła. Kiedy ci mimo to przyszli na ogłoszone wcześniej spotkanie w sprawie przyszłości kościoła, władze kościelne oskarżyły ich o „wtargnięcie” i zapowiedziały wobec nich „poważne konsekwencje”. Dziennikarz „De Gelderlander” (jest to ten sam tytuł, w którym przed wojną miał swoją kolumnę Tytus Brandsma, o czym pisałam ostatnio; gazeta powstała w połowie XIX wieku i istnieje do dzisiaj) zaznaczył, że reprezentant tychże władz odmówił ujawnienia ich rodzaju, gdyż jest to „wewnętrzna sprawa Kościoła”, a ponadto zacytował słowa przywódczyni protestujących wiernych, Helene Stafleu, że określenia używane wobec nich przez przedstawicieli rady kościelnej są rodem z Białorusi. Inne zaś medium, nijmegen-oost.nl, poinformowało, że działaniom rady kościelnej przyjrzą się władze Kościoła Protestanckiego w Holandii (PKN), do których wierni złożyli skargę.

Miałam pisać o tej sprawie na blogu, ale zabrakło mi wtedy czasu. Po tekstach z maja 2021 zapadła cisza; ja jednak o kościółku z Prins Hendrikstraat 79 nie zapomniałam i kiedy pojawiła się możliwość przyjazdu do Nijmegen, postanowiłam go odszukać i dowiedzieć się, jak potoczyły się jego losy.

W Internecie z radością odkryłam informację, że 4 sierpnia odbędzie się nabożeństwo, i pojechałam. Powitała mnie triumfalna tablica przy drzwiach: „Zapraszamy! Kościół jest otwarty!”. Zjawiłam się w połowie. Obecnych było kilkanaście osób. Nabożeństwo przypominało, wypisz, wymaluj, spotkania biblijne w formie dzielenia się w kręgu, które dobrze znałam z oazy z lat 80. Były też pieśni (w tym znajome śpiewy z Taize). Zostałam serdecznie powitana i zaproszona do kręgu; każdy się przedstawił, a ja opowiedziałam, kim jestem i po co przybyłam.

Po nabożeństwie zaproszono mnie na agapę z kawą i ciastem (takie agapy to tutaj powszechny zwyczaj, także u katolików; wcześniej uczestniczyłam już w czymś takim w parafii katolickiej w Wageningen). Nie będę ukrywać, że informacja, iż wieści o akcji z przybiciem tez do drzwi kościoła dotarły nawet do Polski i sprowadziły mnie do nich, wywołała u zebranych poruszenie i radość. Miałam możliwość porozmawiać z panią Helene Stafleu i dowiedziałam się, że władze kościelne zrezygnowały w końcu z transakcji z biznesmenem i negocjują sprzedaż z fundacją założoną przez wiernych. Niestety, pieniądze, którymi dysponuje fundacja, nie stanowią nawet połowy żądanej sumy. Szczerze przyznaję, że mam nadzieję, iż wierni zdołają zdobyć brakujące środki i ocalą swój zabytkowy kościółek. Jest naprawdę niewielki, mieści się w nim sto osób. Pochodzi z końca XIX wieku, ale jest zabytkiem rangi krajowej, gdyż znajdują się w nim najstarsze w Nijmegen organy, pochodzące z połowy XVIII wieku, i XVII-wieczna kazalnica, przeniesione z innego luterańskiego kościoła zburzonego w 1959 roku. Adres internetowy: www.luthersekerknijmegen.nl


W kolejnym tygodniu pojechałam na Mszę niedzielną do pięknego i dobrze utrzymanego kościoła w Oosterbeek, bo chciałam posłuchać na żywo popularnego tutaj „kaznodziei medialnego” ks. Rodericka Vonhögena, który ją odprawiał. Pierwszą rzeczą, na jaką się natknęłam, było zawiadomienie o zebraniu dla wiernych w sprawie wycofania kościoła z kultu… Dlatego zdziwiło mnie, że na Mszy było przynajmniej 60 osób, grał organista i śpiewał chór; był też aktywny świecki ceremoniarz, a po Mszy, jakżeby inaczej, wierni zasiedli do agapy. To na pewno nie była wymierająca wspólnota, która nie byłaby w stanie utrzymać swego kościoła (w Holandii normą jest, że kościoły są wynajmowane na różne wydarzenia i to pozwala finansować bieżące koszty ich utrzymania). Ale jesteśmy w diecezji utrechckiej, a jej pasterz, kardynał Wim Eijk, tak chwalony w Polsce za propagowanie nauczania Jana Pawła II w sprawach moralności małżeńskiej, słynie z szybkiej ręki do likwidacji kościołów.

I na tym polega cały wic. Część kościołów w Holandii trzeba z konieczności zamknąć, ale pytanie brzmi, jak szybko i jak dużą część. Wielu pasterzy odwleka te decyzje, dopóki się da, kardynał zaś Eijk podejmuje je wręcz z wyprzedzeniem, zapowiadając, że na koniec posługi zostawi w całej, naprawdę rozległej, diecezji najwyżej dziesięć do dwudziestu czynnych kościołów (więcej: „W diecezji utrechckiej za dziesięć lat pozostanie tylko dziesięć kościołów”). Ale nawet jeśli jego nazwisko stało się symbolem procesu likwidacji kościołów, to przecież nie on jeden tak czyni.

Tu dochodzimy do jednego z kluczowych powodów holenderskiej hekatomby kościołów, który wiernym i publicystom w Polsce jest mało znany. Kościoły (różnych denominacji) obrosły wysokimi kosztami: zatrudnieni na etatach, co oznacza zusy, srusy i tym podobne, dalej, koszty biurowe, te wszystkie komputery, drukarki, kolorowe biuletyny na dobrym papierze – to wszystko kosztuje duże pieniądze. Przy kurczącej się liczbie wiernych władze kościelne mają wybór: odchudzamy aparat kościelny i przechodzimy w działaniach na środki ubogie czy likwidujemy miejsca kultu, w których modlą się wierni, oddając cześć Bogu. Każde euro mniej dla aparatu oznaczałoby euro więcej na utrzymanie świątyni…
Pod tekstem zamieszczam tezy przybite w maju 2021 roku przez wiernych do drzwi kościoła luterańskiego przy Prins Hendrikstraat 79 w Nijmegen.

Źródła: gelderlander.nl, gld.nl, nijmegen-oost.nl, luthersekerknijmegen.nl, Wikipedia

Zdjęcia: © DK




Komentarze