Jak już pisałam przy okazji poniedziałkowego zdjęcia,
dzisiejszy patron Piotr Kanizjusz, jest moim ulubionym świętym. Jezuita, Doktor
Kościoła, kontrreformator, autor słynnych katechizmów wydawanych w milionach
egzemplarzy, korespondent Stanisława Hozjusza i dobroczyńca św. Stanisława
Kostki… I mimo że na naszym blogu jest już kilka tekstów o nim:
· Wędrówki po Nijmegen część II – śladami św. Piotra Kanizjusza
· Jak w okresie reformacji Piotr Kanizjusz odzyskał serca i umysły dla Kościoła
· Relikwie św. Piotra Kanizjusza są wreszcie znowu dostępne dla czci wiernych
· Pierwszy holenderski jezuita
…to dzisiaj też bardzo chcę coś o nim zamieścić. Wybrałam
dwa piękne teksty zmarłego dwa lata temu holenderskiego hagiografa, jezuity
Driesa van den Akkera, który w ciągu swego długiego życia zgromadził ogromną
ilość materiałów na temat świętych, a dziś są one dostępne w Internecie na
stronie heiligen.net, którą przy tej okazji bardzo Państwu polecam. Pierwszy z
nich ukazał się w 1997 r. w gazetce parafialnej kościoła Niepokalanego Poczęcia
NMP przy Elandstraat w Hadze. Przypadało wówczas 400-lecie śmierci św. Piotra
Kanizjusza i w Holandii podjęto wiele inicjatyw upamiętniających go. Drugi
stanowi zapis pogadanki dla katolickiej rozgłośni KRO Radio 5 (na falach
publicznego nadawcy NPO). Teraz oddaję już głos ojcu Akkerowi:
Piotr Kanizjusz
(dla gazetki parafialnej Elandstraat, 28 sierpnia 1997)
21 grudnia tego roku minie dokładnie czterysta lat od śmierci wielkiego holenderskiego świętego i doktora kościoła Piotra Kanizjusza w szwajcarskim mieście Fryburgu. W dniu jego święta, 27 kwietnia, ten fakt został upamiętniony w jego rodzinnym mieście Nijmegen odsłonięciem przez przełożonego generalnego jezuitów, naszego rodaka, ojca Petera-Hansa Kolvenbacha, jego pomnika na Placu Trajana.
Kanizjusz napisał swój katechizm w czasie, gdy nauka Lutra zaczęła wszędzie zyskiwać zwolenników. Zadaniem jego życia była obrona i objaśnienie na nowo wiary katolickiej w czasach reformacji. Niejako musiało się tak stać, skoro urodził się tego samego dnia, w którym Kościół oficjalnie potępił naukę Lutra: 8 maja 1521 r. W Kolonii zetknął się z nowo powstałym zakonem jezuitów. Po rekolekcjach w Moguncji wstąpił do nieog. Śluby wieczyste złożył w Rzymie po roku formacji u założyciela zakonu, Ignacego Loyoli.
Był człowiekiem mocno stąpającym po ziemi i ciężko pracującym. Z jego życia nie jest znane żadne spektakularne wydarzenie. Nie sprawił żadnych cudów. Niestrudzenie podróżował z miejsca na miejsce, by wygłaszać przemowy, zakładać kolegia dla katolickich chłopców (bo kto ma młodzież, ten ma przyszłość; Ignacy też zdawał sobie z tego sprawę) i wykładać na uniwersytetach; żeby służyć radą i pomocą książętom i przywódcom kościelnym (z tyłu, w ambicie, widzimy go, jak naradza się z cesarzem Ferdynandem i kardynałem).
Pięknie podsumowane całego jego życia znajdujemy po tylnej stronie transeptu od strony ulicy Da Costastraat. Ma przy sobie kolejną książkę, a w tle widzimy wieże czterech miast, które odegrały ważną rolę w jego życiu: Kolonii, Moguncji, Rzymu i Fryburga.
Jego łagodność i życzliwość były niemal przysłowiowe. Pisze w liście: „Miłosierdzie wobec ubogich i modlitwa do Boga: oto dwa skrzydła, na których można wznieść się do nieba…” dodając bardzo praktycznie, że kupcy nie powinni niepotrzebnie podnosić cen z miłości do biednych.
Jego ostatnie zapisane słowa brzmią: „Czy wiecie, po co istnieją jezuici? Tylko po to, żeby uczyć młodzież i pomagać ludziom w każdej potrzebie, na większą chwałę Bożą…”
Piotr Kanizjusz spogląda wstecz
Audycja „Przesłanie z góry” Radio KRO 5, niedziela 27 kwietnia 2008
Wyobraźcie sobie. W zeszłym tygodniu wybrałem się po południu na spacer po Fryburgu w Szwajcarii. To tam spędzam starość. Jednocześnie z ręką w kieszeni odmawiam różaniec. Nagle zza rogu wybiega grupa chłopców. Prawie po mnie przebiegli. Musiałem przytrzymać się muru, żeby nie upaść. Porządni chłopcy. Grzecznie przeprosili. Mówili, że wracają ze szkoły. Zapytałem, czego się nauczyli i czy uczą się także religii. Entuzjastycznie odpowiedzieli, że nauczycieli potrafi tak pięknie wyjaśnić Kanisiego. Kanisiego! Nigdy nie marzyłem, że moja książeczka z katechizmem będzie kiedyś nosiła moje imię. Rzeczywiście, jestem Petrus Canisius, Peter Kanis z Nijmegen.
Książeczka ta zrodziła się z ówczesnej konieczności. Zawiera krótkie pytania i odpowiedzi z zakresu naszej znajomości wiary. Wiecie: „Po co jesteśmy na ziemi? Jesteśmy na ziemi, aby służyć Bogu i dzięki temu być szczęśliwymi tu i w przyszłości”. Tak, z całą skromnością mogę powiedzieć, że napisałem tę książeczkę. Było to konieczne. Bo ludzie moich czasów nic nie wiedzieli o swojej wierze. Kilka tygodni temu usłyszałem w audycji w waszym radiu, że organizowane są kursy dla osób, które z pochodzenia są katolikami, ale nie znają już jej treści poza niektórymi rytuałami. Właśnie dla takich ludzi napisałem moją książeczkę z katechizmem.
Być może ludzie waszych czasów myślą tak samo, jak w naszych czasach – a mianowicie, że bycie katolikiem to głównie kwestia zasad: co jest dozwolone, a co nie jest dozwolone w wierze? Niemal lekceważący pogląd na naszą wiarę. Przecież wiara to świadomość, że jesteś kochany; że istnieje Bóg, który się tobą serdecznie opiekuje. Na tym polega tajemnica całego stworzenia: jest ono podtrzymywane i rządzone przez miłość. Poświęciłem w życiu mnóstwo czasu na to, aby mogło to zapaść w pamięć. Stąd pochodziło pragnienie, aby coraz bardziej żyć tą miłością i przekazywać ją innym.
W naszych czasach, w XVI wieku, byliśmy świadkami powstania protestantyzmu. Naszym wyzwaniem było zastanowić się nad wartością i treścią wiary katolickiej. Uczestniczyliśmy w debacie publicznej, pisaliśmy książki i broszury, dyskutowaliśmy publicznie, pokazywaliśmy, jak piękna i bogata jest religia katolicka. A gdzie wy jesteście dzisiaj?
Jak rozumiem, macie obecnie wiele do czynienia z islamem. Niektórzy nawet wydają się go obawiać. Ale czyż islam nie jest wyzwaniem, by przeciwstawić mu piękno i treść własnej wiary chrześcijańskiej? Włączać się w debatę publiczną, pisać listy do gazet i prosić o czas na wystąpienie? I wykorzystywać okazję, aby stawać w obronie Jezusa i Jego Ojca, aby wyjaśniać nieporozumienia? Wybaczcie, ale tego właśnie mi dzisiaj w waszych mediach brakuje. Wiarygodnego głosu przekonanych katolików. Nie mówię tu o fanatycznych katolikach. Nie, mam na myśli ludzi wierzących, którzy uświadomili sobie, jak wiele znaczy dla nich Bóg. Którzy mogą mówić z własnego doświadczenia. Którzy wzbudzają szacunek u swoich przeciwników, ponieważ mówią i piszą z autorytetem. Ponieważ walczą o to, co jest najcenniejsze w ich życiu.
Słyszałem, że około dziesięciu lat temu w moim rodzinnym mieście Nijmegen wzniesiono dla mnie pomnik. Wspaniale. Wolałbym jednak, żebyście wznieśli pomnik Jezusa. I nie mam tu na myśli pomnika z marmuru czy brązu, ale naśladowanie Go w swoim postępowaniu, po prostu w życiu codziennym.
Źródło: www.heiligen.net/heiligen/04/27/04-27-1597-petrus.php
Komentarze
Prześlij komentarz