Zdobył cały świat, choć nigdzie się nie ruszył

Wśród tłocznego tłumu niderlandzkich świętych istnieje pewna szczególna grupa. Są to ludzie, którzy tak naprawdę nie wywodzą się z „Dolnych Krajów”, byli obcej narodowości i kultury, ale gościnna ziemia niderlandzka przyjęła ich, kiedy własna ojczyzna okazała się macochą. Malutka Holandia stała się azylem dla wielu takich rozbitków, a oni za to rozjaśnili przybraną ojczyznę blaskiem swojej świętości i służyli z niej całemu Kościołowi, zanosząc na krańce świata wraz z własnymi nazwiskami, które są dzisiaj znane milionom katolików na każdym kontynencie, pochwałę otwartych serc i domów Holendrów. Podobnie działo się zresztą w Belgii, do której blisko było zwłaszcza z Francji, regularnie wstrząsanej konwulsjami nienawiści do katolików. Do Holandii zaś trafiło sporo rodowitych Niemców, uciekających przed Bismarckiem i Hitlerem. Mamy już na blogu teksty o bł. Marii Teresie Tauscher („Uciekinierka z Niemiec”) i św. Edycie Stein („Ostatni klasztor Edyty Stein”), a dziś nadszedł czas na człowieka, który był prawdziwym gigantem wiary, myśli i działania, a jego nazwisko jest dziś doskonale znane dosłownie na całym świecie.

Arnold Janssen, twórca rodziny werbistowskiej, którego wspomnienie świętujemy dzisiaj, 15 stycznia, jest przyrównywany do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, ponieważ tak jak ona poświęcił się cały dziełu misji, mimo że nigdzie daleko nie podróżował. Za to swoją miłością, energią i praktyczną mądrością zdołał pociągnąć do działania dziesiątki tysięcy ludzi. Członkowie założonych przez niego zakonów misyjnych: męskiego Zgromadzenia Słowa Bożego (werbistów), żeńskiego Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (werbistek) oraz klauzurowych sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji, których zadaniem jest specjalna modlitwa za misje i misjonarzy, głoszą Chrystusa w najdalszych zakątkach ziemi. Dziś do tych trzech zakonów należy około 10 tysięcy ludzi. Mimo ogólnego kryzysu Kościoła rodzina werbistowska pozostaje żywotna w Holandii, a jej silnym ośrodkiem jest także Polska.

Święty Arnold urodził się 5 listopada 1837 roku w miasteczku Goch w powiecie Kleve, tuż przy granicy z Holandią. Szczerze mówiąc, nawet udając się na wygnanie do obcego kraju, nie musiał jechać dalej niż 50 kilometrów. Pochodził z bardzo pobożnej rodziny. Skończył studia matematyczno-przyrodnicze, po czym wstąpił do seminarium duchownego i w 1861 roku został wyświęcony na kapłana. Równocześnie pełnił posługę kapłańską i pracował jako nauczyciel przedmiotów ścisłych. Angażował się w całą długą listę różnych dzieł duszpasterskich, a po spotkaniu z biskupem Giovannim Raimondim pracującym w Hongkongu postanowił założyć zgromadzenie misjonarzy.

Z powodu nasilających się prześladowań duchowieństwa katolickiego, podsycanych przez bismarckowski Kulturkampf, zdecydował się w 1874 roku na przeprowadzkę na drugą stronę granicy i osiadł w mieścinie Steyl położonej koło Venlo w Limburgii. Dziś ta nazwa, dzięki działalności trzech zakonów werbistowskich, jest dobrze znana w Polsce i innych krajach świata.

Po bardzo pracowitym życiu, naznaczonym ciężkimi chorobami (cukrzyca, udar, częściowy paraliż), zmarł 15 stycznia 1909 roku. Beatyfikował go Paweł VI w 1975 roku, a kanonizował – razem z drugim najsłynniejszym werbistowskim świętym, Józefem Freinademetzem – w 2003 roku Jan Paweł II.

Nie byłam jeszcze w Steyl, ale w tym roku udało mi się odwiedzić klasztor Cenakel „różowych” sióstr klauzurowych od Wieczystej Adoracji w Utrechcie. U nich nie ma kryzysu ani pobożności, ani ortodoksji katolickiej. Zamieszczam kilka zdjęć.

Zresztą rodzina werbistowska, może dzięki silnie międzynarodowemu charakterowi i znajomości sytuacji katolików w różnych krajach świata, w ogóle wydaje się wyjątkowo „przytomna” i dzięki temu dość odporna na kryzys trapiący Kościoły w krajach zachodnich. Podobnie jak w przypadku osmozy, zaczęli oni po prostu działać „w drugą stronę”. W 1990 roku werbiści oficjalnie uznali zsekularyzowaną Europę za prawdziwe terytorium misyjne i przysyłają tam – również do Holandii – zakonników z krajów dawniej misyjnych, a dzisiaj prowadzących misje. Rodzina werbistowska w Holandii obejmuje obecnie braci i siostry z Indonezji, Indii, Filipin i Afryki.


Drzwi do kaplicy sióstr od Wieczystej Adoracji w Utrechcie są otwarte
i zapraszają każdego do wstąpienia na modlitwę.

Najlepszym zakończeniem tego tekstu będzie przypomnienie fragmentu listu polskiego werbisty pracującego w Togo w Afryce, o. Mariana Schwarka SVD, który zamieściłam w roli komentarza w tekście „Belgijskie zakonnice przebudowały swoją kaplicę na basen”: „Niekiedy chcąc otrzymać coś z wyposażenia piszę do parafii, które wystawiają na sprzedaż jeden ze swoich kościołów, np. z powodu braku środków na jego utrzymanie. Niestety, moje prośby pozostają bez odpowiedzi. Nie rozumiem, dlaczego tylko chrześcijanie pozbywają się kościołów, które następnie zostają zdesakralizowane i przeznaczane na sale koncertowe lub kluby. Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby muzułmanie wystawiali na sprzedaż meczety ani u siebie ani w Europie…”. Więcej we wspomnianym wyżej tekście.

Nie powstrzymam się też przed podaniem Państwu namiarów na polskich werbistów, którym co roku staram się przekazywać jakiś datek, a oni przysyłają mi kalendarz misyjny i sprawozdanie z podejmowanych działań: www.werbisci.pl.

Bardzo dziękuję naszej wiernej Czytelniczce, pani Irenie Cydzik, która dopilnowała, żebym w tym roku napisała tekst o św. Arnoldzie :)

Źródła: kenteringen.nl, svdneb.nl, Wikipedia; ilustracje: © DK; kenteringen.nl

Komentarze